czwartek, 30 listopada 2017

10 pytań, których lepiej unikać w rozmowie z Hiszpanami



Odwiedzając nowe miejsce w głowie pojawia nam się mnóstwo pytań dotyczących jego tradycji, mieszkańców, zwyczajów, czy po prostu zwykłej codzienności. Często chcemy dowiedzieć się, czy zbudowana dotychczas w głowie wizja jest autentyczna, czy może nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Hiszpanie uchodzą za otwarty naród, który chętnie wdaje się w pogawędki i opowiada o swoim kraju. Jest jednak kilka tematów, które potrafią wyprowadzić z równowagi nawet najspokojniejszego mieszkańca tej części półwyspu iberyjskiego. Jesteście ciekawi, jakich wątków unikać w rozmowach z Hiszpanami? Chcecie wiedzieć, jakich pytań należałoby się wystrzegać? Przeczytajcie!

Ile razy w tygodniu jesz paellę?

Hiszpania bez wątpienia znana jest ze swej narodowej potrawy – paelli, Hiszpanie jednak nie spożywają jej na śniadanie, obiad i kolację. Ba, niektórzy mają szczęście, gdy natkną się na nią raz na kilka tygodni, czy miesięcy. Kraj ten ma wiele innych dań do zaoferowania, a wmawianie każdemu mieszkańcowi, że jest miłośnikiem paelli, na pewno go nie ucieszy. I sangria. Wbrew pozorom sangria to wcale nie najczęściej serwowany napój w Hiszpanii, a znajdą się i tubylcy (uwaga!), którzy jej nie lubią.

Messi to najlepszy piłkarz na świecie, prawda?

Tego pytania wystrzegaj się jak ognia będąc w Madrycie. I oczywiście tego samego, ale mówiącego o Ronaldo, w Barcelonie. Jak przebywasz w stolicy to jesteś merengues (kibic Realu Madryt), a jak lecisz to Barcelony to zmieniasz się w cules (kibic FC Barcelony). I koniec kropka. Oczywiście żartuję i wyolbrzymiam. Fanatyków piłki nożnej tutaj nie brakuje, ale ludzie nie chodzą po ulicy i nie biją fanów przeciwnej drużyny.

Czy walki byków to sport narodowy Hiszpanii?

Nie wszyscy Hiszpanie miłują się w tej, zwanej przez wielu rozrywce. Coraz więcej słyszy się o głośnych protestach jej przeciwników. Jeśli trafisz na wielbiciela walk, na pewno z dumą opowie Ci on, że to piękna, hiszpańska tradycja, o której mówi nawet konstytucja. Gorzej, jeśli przyjdzie Ci rozmawiać z zapalonym wrogiem tych krwawych spektakli. Wiedz, że konwersacja nie potrwa krótko, a i nie będzie spokojna.

Wy w tej Hiszpanii ciągle imprezujecie, prawda?

Chcieliby, oj chcieliby. Ale oprócz fiesty w Hiszpanii wbrew pozorom istnieją także obowiązki. Niektórych Hiszpanów drażni rozpowszechniony stereotyp o Hiszpanach wiecznych imprezowiczach. Podobnie jak z wspomnianymi wyżej walkami byków. Znajdą się zwolennicy coweekendowych wypadów do klubu, ale nie zabraknie także przeciwników takiej formy spędzania wolnego czasu.

Czy w Hiszpanii w ogóle pada deszcz?

Nie. Skóra wysycha nam od całorocznych promieni słonecznych, a śnieg oglądamy jedynie w filmach. Powiedziałby rozdrażniony Hiszpan. To trochę tak jak ze stwierdzeniem, że w Polsce musi być bardzo zimno, a gdy zajrzy do nas słońce, to biegamy nago po ulicach, żeby choć trochę się opalić. Lub Wielka Brytania i pierwsze pytanie do jej mieszkańców: Czemu tam ciągle tylko pada?, bo przecież, gdy w Anglii nie widać deszczu, w miastach ogłaszają alarm i przewidują najazd kosmitów. Trochę drażnią te stereotypy, prawda?

Potrafisz tańczyć flamenco/salsę/rumbę?

Przecież każdy Hiszpan potrafi! Nie wspominając już o tym, że salsa i rumba nie wywodzą się nawet z Hiszpanii. Ale przecież w żyłach każdego Latynosa płynie gorąca, taneczna krew, więc rodzą się już oni z tą umiejętnością. Nauka jest dla słabeuszy.

Dlaczego Hiszpanie tak słabo mówią po angielsku?

Bo tak. Oj, tym pytaniem mógłbyś rozdrażnić niejednego Hiszpana. Po pierwsze, gdy trafiłbyś akurat na tego, który językiem angielskim posługuje się biegle i poczułby się on urażony, a po drugie, gdy pytanie to padłoby w rozmowie z Hiszpanem, który z angielskiego zna tylko Espiderman (bo przecież to po angielsku, nie?) i odebrałby to jako osobisty atak na jego inteligencję.

Wszyscy kochacie piłkę nożną, prawda?

Nie, nie wszyscy Hiszpanie to fanatycy piłki nożnej. A może i trafisz na takiego, który z trudem przypomni sobie imię Messiego. No, bo przecież nie wszyscy Polacy piją wódkę, prawda? Kiedyś nawet spotkałam Hiszpana, który uważał, że piłka nożna ogłupia i jest to rozrywka dla mało inteligentnych. Także każdy może nas zaskoczyć.

Dlaczego wciąż mieszkasz z rodzicami?

W Hiszpanii niczym zaskakującym jest fakt, iż trzydziestolatek wciąż mieszka z rodzicami. Bezrobocie, słabo płatne prace lub… wygoda i lenistwo. Powodów jest tyle, ile przypadków. Jeśli w grę wchodzi nauka i pieniądze, można się z tego jakoś wytłumaczyć, ale na pewno dorosłemu mężczyźnie nie spodoba się to, że musi usprawiedliwiać się obcej osobie z tego, że tak bardzo lubi kuchnię mamy, no i mieszkanie zawsze jest posprzątane.

Czy wszyscy hiszpańscy politycy są skorumpowani?

To pytanie rozzłości Hiszpana. Nie jednak dlatego, że je zadajesz, a dlatego, że przypomni sobie, że masz rację. Lepiej o to nie pytać, bo odpowiedź może okazać się dłuższa niż seans Titanica.


Teraz już wiecie, jakich pytań wystrzegać się podczas kolejnej wizyty w Hiszpanii. Jeśli jednak jesteście odważni, próbujcie, a potem opowiedzcie o Waszych doświadczeniach. Wpis jest oczywiście napisany celowo w żartobliwej formie, dlatego nie odbierajcie go nazbyt poważnie. A może przychodzi Wam coś jeszcze do głowy?

poniedziałek, 27 listopada 2017

Idiomy hiszpańskie, które warto znać



Dzisiaj znów podzielę się z Wami językowym wpisem, ponieważ wiem, że czyta mnie wiele osób, które wciąż uczą się języka hiszpańskiego. Idiomy, czyli wyrażenia językowe właściwe tylko danemu językowi, a których znaczenie jest swoiste, odmienne od tego, które przypisalibyśmy dosłownemu tłumaczeniu. Idiomów bowiem nie da się przetłumaczyć dosłownie. Jest to bardzo ciekawa część nauki języka obcego, bo mocno może nas zaskoczyć. Ciekawa, jak i potrzebna. Na pewno nie raz do głowy przyszło Ci polskie wyrażenie, które idealnie odzwierciedlałoby Twoje myśli w danym momencie, lecz wtedy pojawiał się problem. Bo jak powiedzieć po hiszpańsku, że ktoś złapał gumę? Czy po hiszpańsku również robi się coś raz na ruski rok? Czy Hiszpan nie spojrzy na Ciebie podejrzanie, gdy powiesz, że ten film był nudny jak flaki z olejem? Jak wytłumaczyć mu, że ostatnie zadanie domowe było proste jak bułka z masłem? Biegnę więc na ratunek i podrzucam Wam spis hiszpańskich idiomów z ich polskimi odpowiednikami oraz polskim, dosłownym tłumaczeniem dla zabicia ciekawości.

cabeza de turco - kozioł ofiarny (dosłownie: głowa Turka)

caerse de la luna - urwać się z choinki (dosł.: spaść z księżyca)

de tal palo tal astilla - jaki ojciec, taki syn (dosł.: jaki kij, taka drzazga)

estar en la luna - mieć głowę w chmurach (dosł.: być na księżycu)

estar de mala leche - być w złym humorze (dosł.: być w złym mleku)

hacerle la pelota a alguien - podlizywać się komuś (dosł.: robić komuś piłkę)

la manzana de la discordia - kość niezgody (dosł.: jabłko niezgody)

las desgracias nunca vienen solas - nieszczęścia chodzą parami (dosł.: nieszczęścia nigdy nie przychodzą pojedynczo)

llorar como una Magdalena - płakać jak bóbr (dosł.: płakać jak Magdalena (Maria Magdalena, która płakała nad Jezusem)

no andarse con rodeos - nie owijać w bawełnę (dosł.: nie chodzić na około)

no tener pelos en la lengua - mówić, co ślina na język przyniesie (dosł.: mieć włosy na języku)

ponerse (colorado) como un tomate - zaczerwienić się jak burak (dosł.: zaczerwienić się jak pomidor)


por arte de magia - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (dosł.: przez sztukę magii)

prometer el oro y el moro - obiecywać złote góry (dosł.: obiecywać złoto i Muzułmanina)

sano como una manzana - zdrowy jak ryba (dosł.: zdrowy jak jabłko)

ser más bueno que el pan - być jak do rany przyłóż (dosł.: być lepszym niż chleb)

ser un gallina - być tchórzem (dosł.: być kurą)

venir como anillo al dedo - pasować jak ulał (dosł.: wejść jak pierścionek na palec)

de perdidos, al ríotonący brzytwy się chwyta (dosł.: od przegranych, do rzeki)

la cabra tira al monte – ciągnie wilka do lasu (dosł.: ciągnie kozę do gór)

dormir como un tronco - spać kamiennym snem (dosł.: spać jak pień)

ser tonto de capirote – być głupim jak but (dosł.: być głupim jak capirote (wysoki kapelusz noszony przez artystów w czasie Wielkiego Tygodnia)

¿Qué mosca le ha picado? – Co go ugryzło? (dosł.: Która mucha go ugryzła?)

a la tercera va la vencida – do trzech razy sztuka (dosł.: za trzecim razem przyjdzie wygrana)

son tal para cual - jeden wart drugiego (dosł.: niestety tego zwrotu nie da się przetłumaczyć dosłownie)

tener carne (piel) de gallina - mieć gęsią skórkę (dosł.: mieć kurzą skórę)

el ratón de biblioteca - mól książkowy (dosł.: mysz z biblioteki)

por su propia cuenta - na własną rękę (dosł.: na własne konto)

tocar madera - odpukać w niemalowane drewno (dosł.: dotykać drewno)

¿cara o cruz? – orzeł czy reszka? (dosł.: twarz czy krzyż?)

pedir peras al olmo - prosić gwiazdkę z nieba (dosł.: prosić gruszki z wiązu (rodzaj drzewa))

dar por sentado - przyjąć (coś) za pewnik (dosł.: dać coś za siedzące)

está más claro que el agua - to jasne jak słońce (dosł.: jest jaśniejsze niż woda)

ni que decir tiene - to się rozumie samo przez się (dosł.: nie ma co mówić)

matar dos pájaros de uno tiro - upiec dwie pieczenie na jednym ogniu (zabić dwa ptaki jednym strzałem)

dejar plantado a alguien - zostawić kogoś na lodzie (dosł.: zostawić kogoś zasadzonego (jak roślinę))

comerle la oreja a alguien – męczyć kogoś gadką (dosł.: jeść komuś ucho)

tener un pinchazo – złapać gumę (dosł.: mieć przebicie, ukłucie)

estar como una cabra – wygłupiać się, zachowywać się w nienaturalny sposób (dosł.: być jak koza)

el príncipe azul – książe na białym koniu (dosł.: niebieski książę)

dar en el blanco – trafić w sedno sprawy (dosł.: dać na biało)

pasar la noche en blanco – spędzić bezsenną noc (dosł.: spędzić białą noc)

sacar las castañas del fuego – uratować sytuację, sprawę (dosł.: wyciągnąć kasztany z ognia)

poner verde a alguien – obgadywać kogoś (dosł.: zrobić kogoś na zielono)

un cuento chino – sprytnie zmyślona, niewiarygodna historia (dosł.: chińska opowieść)

despedirse a la francesa – wyjść po angielsku (dosł.: żegnać się po fracusku)

estar entre dos fuegos - być między młotem a kowadłem (dosł.: być między dwoma ogniami)

huir del fuego para caer en las brasas - wpaść z deszczu pod rynnę (dosł.: ucieć od ognia, by wpaść na żar)

no tener abuela – gdy ktoś opowiada o sobie w samych superlatywach, mówimy, że no tiene abuela (nie ma babci), która prawiłaby mu komplementy, dlatego robi to sam

Trochę się nazbierało tych zwrotów. Chciałam skupić się na tych, które również w języku polskim używa się najczęściej, lecz po hiszpańsku brzmią zupełnie inaczej. Istnieją bowiem wyrażenia, które przetłumaczymy dokładnie tak samo. Po hiszpańsku również jesteśmy pracowici, jak mrówki, także możemy zostać czarną owcą rodziny i jesteśmy uparci jak osioł. Zapamiętajcie natomiast, że w Hiszpanii będziemy zdrowi jak jabłko, uratuje nas niebieski książę, co będzie jasne jak woda oraz ulotnimy się z nim w stylu francuskim, a nie angielskim. Dodalibyście do mojej listy jeszcze jakieś idiomy?

Jeśli spodobał Ci się wpis, udostępnij go, aby dotarł do jak największej liczby osób, które chcą nauczyć się przydatnych zwrotów w języku hiszpańskim.



czwartek, 23 listopada 2017

7 aspektów Hiszpanii, których wyjątkowo nie lubię



Większość moich tekstów ma pozytywny wydźwięk i zawiera raczej zalety i te dobre strony życia w Hiszpanii. Jakżeby inaczej, skoro mieszkam w kraju swoich marzeń, który jak wiecie, uwielbiam od lat. Zdarzyło mi się oczywiście ponarzekać, czy podzielić się z Wami tymi mniej kolorowymi aspektami emigracji, bo miejsce idealne nie istnieje, a przynajmniej ja takowego dotychczas nie odnalazłam. Dlatego dzisiaj postanowiłam zmienić nieco front i opowiedzieć Wam o tym, czego zwyczajnie nie lubię w Barcelonie i o tym, co mnie drażni w jej mieszkańcach.

Wąskie chodniki to zmora Hiszpanii. Tak, stylowe uliczki hiszpańskich wiosek mają swój urok, gorzej gdy się spieszysz lub gdy, co gorsza taką uliczką przechodzić musisz każdego dnia. Gdy idę sama, wymijanie powolnych ludzi nie jest jeszcze tak trudne, choć zdarzają się (i to nazbyt często!) królowie, którzy uważają chyba, że chodnik jest ich własnością i widząc osobę idącą z naprzeciwka, ani myślą odejść na bok i zrobić jej miejsce. Za to Ty musisz gimnastykować się, aby ich wyminąć nie zaczepiając przy okazji o zaparkowane obok samochody. Jednak to spacer z wózkiem może przerodzić się w ogromną próbę cierpliwości. Bo albo zostajesz w tyle zablokowana przez grupę wesoło gaworzących znajomych, którzy przy odrobinie szczęścia usłyszą Twą prośbę o pozwolenie przejścia za trzecim razem albo dasz sobie spokój i w dane miejsce dotrzesz z półgodzinnym opóźnieniem.

Hiszpanie mają manię nagłego zatrzymywania się na środku chodnika, owego wąskiego chodnika, który mieści ledwie dwie osoby (czasami tylko jedną!). Wyobraźcie sobie, że idzie sobie taki wesoły Hiszpan, Ty idziesz dosłownie dwa kroki za nim, gdy wtem nagle Hiszpan postanawia zatrzymać się w miejscu bez żadnego ostrzeżenia. Powody mogą być różne. Dostał SMS, but mu się rozwiązał, spotkał kogoś znajomego, a może chce po prostu odpocząć? Jeśli masz szczęście i na Twojej drodze (dosłownie) stanęła tylko jedna osoba, jest szansa, że w kocich ruchach uda Ci się ją zgrabnie wyminąć bez większego szwanku. Jeśli szczęścia masz mniej, zator na chodniku spowoduje cała grupa Hiszpanów, co może doprowadzić do niemałej kolizji. Ile to ja się naklęłam pod nosem przez te ich nagłe przystanki. Tak, cierpliwość w tak błahych sytuacjach nie jest moją mocną stroną.  

Nie podoba mi się również to, że Barcelończycy prowadzą samochody dość niechlujnie. W mieście przekraczają sporo prędkość i nikogo wcale to nie zaskakuje, a kierunkowskazy to obcy dla nich wynalazek. Przeczytałam kiedyś, że w Barcelonie w ciągu minuty dochodzi do trzech kolizji drogowych. Jeśli ta informacja jest prawdziwa, wcale mnie nie zaskakuje. A w większości owych wypadków biorą zapewne udział skutery, którymi jeździ co drugi Hiszpan, a które na dłuższą metę w takim mieście jak Barcelona i prowadzone w taki sposób, w jaki się je tu prowadzi, wcale nie są bezpieczne.

Drażni mnie też zamykanie sklepów na czas sjesty. Naprawdę nie mogę do tego przywyknąć. Godziny odpoczynku pracowników są dla mnie najbardziej dogodnym czasem na zrobienie zakupów. Tęsknię za polskim systemem godzin pracy. A już zupełnie nie wyobrażam sobie konieczności opuszczenia miejsca zatrudnienia na dwie, trzy godziny po to, aby po błogim odpoczynku i pysznym obiedzie znów musieć tam wrócić. Wiem, że to na pewno kwestia przyzwyczajenia, w końcu Hiszpanie nie znają innego systemu, ale mnie tak ciężko się do niego przekonać. Zupełnie nie rozumiem także zasady zamykania wszelkich urzędów publicznych i banków o godzinie 14. Nierzadko, aby załatwić daną sprawę, należy wziąć po to specjalnie dzień wolny. Mogliby siedzieć chociaż do tej 17, bez żadnej sjesty.


 W Barcelonie wiele restauracji ma wyznaczone godziny na dane posiłki. Rozumiem oczywiście rozróżnienie między śniadaniem, a obiadem, ale tak bardzo drażni mnie, np., że Menu del Dia zjem jedynie do godziny 16 lub że na wyżerkę w restauracji ze szwedzkim stołem (które są tu dość popularne) nie mogę liczyć na pewno między 16 a 20. Jem, kiedy jestem głodna, a nie kiedy wyznacza mi to grafik. Dla mojego Hiszpana jest to tak oczywiste i nie może zrozumieć, dlaczego się burzę, przecież logicznym jest, że o 17 nie dostanę posiłku, o których marzę, ja jednak wciąż przyzwyczajam się do takiego systemu.

Hiszpania to cudowny kraj do życia, jeśli mowa o klimacie, usposobieniu jej mieszkańców, pięknych widokach, ciekawych tradycjach i bezstresowego podejścia do codziennych spraw. Jednakże funkcjonowanie tego kraju od wewnątrz ma sporo niedociągnięć. I nie mówię tu jedynie o wspominanym już setki razy braku kompetencji pracowników urzędów publicznych czy oczekiwaniu miesiąca na załatwienie jednej, prostej sprawy. System kraju ma sobie wiele do zarzucenia. Polityka, ekonomia, edukacja. Wszystkim tym aspektom brakuje porządnej przeróbki.

Kolejną z kwestii, za którą nie przepadam w Hiszpanii to zachowanie dzisiejszej młodzieży. Wiem, że cały świat się już zmienił i żadna trzynastolatka nie bawi się już Barbie i nie wymienia się karteczkami, ale mam wrażenie, że Hiszpania pod tym względem jest jeszcze gorsza. Czternastolatki, które wyglądają jak dorosłe kobiety, a raczej próbują tak wyglądać. Ostry makijaż, pofarbowane włosy, kolczyki na całym ciele, odsłonięte brzuchy, uwydatnione dekolty. Papieros w jednej dłoni, puszka z piwem w drugiej. Z plecaka wysypują się prezerwatywy, których nastolatka użyła już z większą liczbą mężczyzn, niż jej pięćdziesięcioletnia matka. A co w tym wszystkim jest najgorsze? To, że nikogo to nie szokuje, a wręcz wszystkim wydaje się naturalne. Ile razy słyszałam już, że przecież to normalne, że czternastoletnia młodzież uprawia już seks i próbuje używek. Ile razy słyszałam już, że osiemnastoletnia dziewica to dzisiaj rzadkość. A przygodny seks z obcą osobą w dyskotece nikogo nie razi. Jesteśmy przecież wolni. Hiszpańska młodzież (oczywiście generalizuję) jest wyuzdana, wulgarna i momentami zachowuje się, jakby postradała zmysły. Nigdy nie przestanie mnie szokować widok wujka, który podaje papierosa z marihuaną swojemu siedemnastoletniemu bratankowi, gdy w tym samym czasie jego piętnastoletnia dziewczyna wyciąga z torebki tabletki antykoncepcyjne połykając jedną na oczach wszystkich. Przecież to takie normalne. Pamiętajcie, że to jedynie moje obserwacje, które generalizuję na potrzeby tekstu. Poznałam i widziałam także młodzież innego typu, ale to te opisane zachowania najbardziej rzucają mi się w oczy.


Podzieliłam się z Wami kilkoma z aspektów, które drażnią mnie w Barcelonie, których nie lubię w jej mieszkańcach i które chętnie bym zmieniła. Nie są to oczywiście na tyle ważne sprawy, który sprawiłyby, że wyjechałabym z kraju, wciąż bowiem zalet jest dużo więcej. Nie odbierajcie również tekstu jako użalanie się Polki na obczyźnie, ponieważ jest to zwykłe podzielenie się z Wami moją perspektywą pewnych spraw, a chyba każdy z nas ma kilka swoich fobii, rzeczy, których wyjątkowo nie znosi. No, właśnie, opowiedzcie mi, czego Wy nie lubicie w Hiszpanii. 

poniedziałek, 20 listopada 2017

Jak kocha Hiszpan?



O tym jak wygląda związek Polki z Hiszpanem pisałam Wam już kilka razy. Mogliście przeczytać o tym, jak wpływają na nas różnice kulturowe, czy o tym, dlaczego warto związać się akurat z Hiszpanem. Dzisiaj znów opowiem Wam coś o nas. Czy w każdym kraju kocha się inaczej? Czy pochodzenie ma wpływ na to, jakimi jesteśmy kochankami? Czy kultura, w której się wychowujemy kształtuje nasz sposób postrzegania relacji międzyludzkich? Czy może jednak narodowość nie ma żadnego wpływu na miłość? Ile ludzi, tyle charakterów – można by powiedzieć. Zgadzam się, jednak wierzę w to, że miejsce, w którym się urodziliśmy oraz wychowaliśmy także kreuje w nas pewną wizję współżycia z drugim człowiekiem, małżeństwa, rodziny. Jesteście ciekawi, jak kocha mój Hiszpan? Przeczytajcie.

Czy Hiszpanie są zazdrośni? Chyba nie da się odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Poznałam różne typy mężczyzn. Przyznaję, że większość z nich było osobnikami mocno zazdrosnymi o swoje partnerki, ale spotkałam się też z totalnym luzem i zdystansowanym podejściem do tego tematu. Mój Alberto początkowo należał do tej pierwszej grupy. Pierwsze miesiące naszej znajomości oparte były na mocno widocznej zazdrości. Chodziło głównie o to, że kobieta o niebieskich oczach i jasnych włosach w Hiszpanii przyciąga uwagę tubylców, co wcale nie cieszyło mojego partnera. Wraz z budowaniem zaufania i zażyłości w związku zaborczość malała. Dziś, kiedy jesteśmy już rodziną, zazdrość spadła do poziomu naturalnego. Bo która kobieta nie lubi, gdy jej facet od czasu do czasu zaczerwieni się ze złości, gdy ktoś puści do niej oczko, spojrzy na nią dłużej w restauracji, czy rzuci kreatywnym komplementem? Według mnie naturalna zazdrość to po prostu oznaka troski, miłości i tego, że na kimś nam zależy.

Latynoscy kochankowie kojarzą się nam głównie z ogromnymi romantykami i książętami na białych koniach. Czy dzieje się tak dzięki telenowelom i tym w jaki sposób przedstawiani są tam mężczyźni próbujący zdobyć serce kobiety? Być może kogoś zaskoczy fakt, że nikt tu nie śpiewa serenad pod oknem, nie wynajmuje grajków, którzy przygrywaliby romantyczne piosenki podczas kolacji i nie porywa swej ukochanej na brązowym rumaku, by gnać przez pola w kierunku miłości. Hiszpania to z pewnością nie Gorzka Zemsta (Pasión de Gavilanes). Chociaż kto wie? Ja tu się rozgaduję, a może któraś z Was miała takie przygody? Nie mówię, że romantyzm nie istnieje, bo owszem, istnieje, ale sprowadzony bardziej do nowoczesności. Odnoszę się oczywiście do swojego związku. Alberto jest romantykiem, choć nie przesadzonym. Nie napisał dla mnie nigdy piosenki, nie wyłożył całego domu tysiącem róż i nie wykupił samolotu z wielkim miłosnym transparentem. Zrobił za to wiele innych rzeczy, które również zapierały mi dech w piersiach. Mój Alberto jest bowiem osobą bardzo uczuciową, a owe uczucia lubi okazywać w kreatywny sposób.

Niby romantyk, ale z drugiej strony realista. Mój Hiszpan należy do ludzi, którzy uważają, że pierwszy krok niekoniecznie musi należeć do mężczyzny. Jest on zdania, że kobieta także może wykazać inicjatywę, zaskoczyć czymś swojego wybranka, czy przejąć pałeczkę i dla odmiany rozpieścić właśnie jego. Na szczęście trafił na mnie, osobę, która podziela jego opinię. Nie oczekuję więc zawsze niespodzianek jedynie ze strony faceta, lecz czasem to ja postaram się o jakąś dla niego.

Miłość, miłość… Ale jak tę miłość wyrazić słowami? W hiszpańskim mamy dwie formy zwrotu kocham cię. Istnieje te quiero oraz te amo. Czym się różnią oba zdania? Pierwsze – te quiero nazwałabym takim delikatnym kocham cię, które na randkach z ust Hiszpanów pada dość szybko. Można powiedzieć, że to trochę tak jak byśmy powiedzieli, że kogoś bardzo, bardzo lubimy, bardzo nam na kimś zależy. Te quiero bowiem użyjemy także w rozmowie z przyjaciółką, mamą, czy babcią. Te amo jest już tym jedynym i prawdziwym kocham cię. Na te piękne i ważne słowa czasami trzeba poczekać nieco dłużej, a bywa i tak, że nie padają one nigdy. Te amo nie powiesz już do swojego taty, ponieważ ktoś może dziwnie na Was spojrzeć, a jeśli wyrwie Ci się ten zwrot w towarzystwie przystojnego kolegi wiedz, że odbierze on to jako deklarację dozgonnej miłości. Gdy padną już te dwa ważne słowa – te amo – a Ty odetchniesz, że Twój wybranek naprawdę Cię kocha, zazwyczaj w codziennym życiu, aby wyrazić swe uczucia, mówić będziecie później po prostu te quiero. Te quiero przed wyjściem do pracy, te quiero po otrzymaniu prezentu, te quiero za wzięcie zmiany nocnej przy dziecku, te quiero przy pożegnaniu podczas rozmowy telefonicznej. Z mojego doświadczenia powiem, że Hiszpanie lubią używać tych słów i nie wstydzą się rozmawiać o uczuciach.

Hiszpanie, których znam są osobami rodzinnymi. Taki też jest mój wybranek. Rodzina jest dla niego najważniejsza i nie zażartuję, gdy powiem, że poszedłby za nią w ogień. Generalnie mam wrażenie, że dość szybko podejmują oni decyzję o byciu w związku, dość szybko deklarują swe uczucia, decydują się na oficjalne relacje. Inaczej jest jednak w przypadku powiększenia grona rodzinnego. Wiek poniżej 30 roku życia uznawany jest za wczesny, jeśli chodzi o decyzję o dziecku. Zwłaszcza mężczyźni wybierają późne tacierzyństwo. Potomek oznacza bowiem zmianę stylu życiu, być może nowe znajomości – rodziny z dziećmi. Rzadziej już wybrać się będzie można na popularne, podwójne randki. Zresztą jak w każdym kraju, prawda?


Ach, ten mój Hiszpan. Hiszpan, jak Hiszpan – ktoś mógłby powiedzieć. Taki zwyczajny, ale niezwykły w tej swojej zwyczajności. Nie lubi się nudzić, uwielbia spędzać czas ze swoją rodziną, nie znosi spacerów bez celu i zawsze lubi mieć ustalony plan działania.

Opowiedzcie mi o Waszych związkach. Jak kochają Wasi partnerzy, zapewne z całego świata?

czwartek, 16 listopada 2017

4 największe problemy emigracji oraz jak sobie z nimi radzić




Życie na emigracji nie zawsze jest łatwe i usłane różami. A jeśli ktoś twierdzi inaczej, to albo nie mieszkał nigdy na obczyźnie, albo miał w życiu dużo szczęścia i takiej osobie można jedynie zazdrościć. Nie mówię oczywiście, że emigracja to jeden wielki koszmar, a my, emigranci opuszczamy ojczyznę pod przymusem i żyjemy w obcym kraju jak za karę. Większość poznanych mi osób, które podzielają mój los, uważa się za ludzi szczęśliwych i przede wszystkim zadowolonych z podjętych w przeszłości decyzji związanych z wyjazdem z Polski. Żadna jednak nie jest w stanie zaprzeczyć, że nigdy nie dopadł jej gorszy dzień, wątpliwości oraz że nigdy nie postawiła sobie pytania: Czy aby na pewno słusznie postępuję? Życie z dala od ojczyzny nie raz wiąże się z wieloma trudnościami. Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o najczęściej występujących problemach, z którymi muszą radzić sobie osoby na emigracji oraz spróbować podpowiedzieć, jak sobie z nimi radzić.

SAMOTNOŚĆ

Kto z nas choć przez moment nie poczuł się samotny? Kto z nas nie tęskni za rodziną? Kogo z nas nie dopadają od czasu do czasu chwile melancholii? Uczucie tęsknoty jest naturalne, w końcu najczęściej w Polsce zostawiamy rodzinę, przyjaciół – wszystkie najbliższe nam osoby. Problem samotności na obczyźnie dotyka przede wszystkim osób, które decydują się na wyjazd zupełnie same. Taki człowiek ląduje w obcym miejscu, wśród obcych ludzi. Minie trochę czasu zanim poczuje się w pełni komfortowo i zakończy się całkowita adaptacja. A gdy jedyną osobą, z którą może podzielić się swymi obawami jest przyjaciel na ekranie komputera, aklimatyzacja może się wydłużyć. Każdy z nas jest inny i inaczej zmaga się z przeszkodami. Osobie wyjątkowo nieśmiałej więcej czasu zajmie zawiązanie bliższych znajomości. Osoba nad wyraz emocjonalna porównywać będzie nowe przyjaźnie z tymi pozostawionymi tysiące kilometrów za sobą żaląc się, że nigdy nie znajdą się na tym samym poziomie zażyłości. Wbrew pozorom mimo, iż to te pierwsze miesiące bywają tymi najtrudniejszymi pod względem technicznym, uczucie osamotnienia pojawia się często dopiero po pewnym czasie. Mija euforia związana z przebywaniem w nowym miejscu, mija ekscytacja, ciekawość. Wkrada się nuda i rutyna oraz pojawiają się pierwsze poważne obowiązki i problemy. To wtedy właśnie najczęściej po raz pierwszy dociera do nas, że nasze życie zupełnie się zmieniło, więc i nasze znajomości muszą się zmienić. Jak zatem radzić sobie z pozostawiającym bolesne pręgi uczuciem samotności na obczyźnie? Przede wszystkim bycie otwartym to pierwsza i najważniejsza rada. Nie należy zamykać się na nowe znajomości, a przede wszystkim na te z osobami z innych krajów. Nikt nie zabrania oczywiście posiadania polskich znajomych, ale Polaków w danym kraju jest znaczna mniejszość, dlatego otwarcie się na tubylców może okazać się owocną w nowe znajomości decyzją. Uśmiechaj się, zagaduj do innych. Nie czekaj aż ktoś przyjdzie do Ciebie, Ty również możesz zrobić pierwszy krok. Pamiętaj, że nic nie tracisz, a możesz jedynie zyskać. Buduj nowe życie oparte na nowych znajomościach, ale nie zapominaj o tych, których zostawiłeś w ojczyźnie. Nie odcinaj się od rodziny i przyjaciół. Staraj się utrzymywać stały kontakt. Dziel się swoimi uczuciami, emocjami, przygodami, obawami. Nie zapominaj jednak, że inni również mają swoje życie i mimo, iż nie zmienili miejsca zamieszkania, także borykają się z osobistymi problemami lub przeżywają swoje radości. Pytaj, okaż zainteresowanie. Spraw, aby kilometry nie zniszczyły relacji, którą często budowałeś przez wiele lat. 

PRZYGNĘBIENIE

Gdy minie pierwsze euforia związana z pojawieniem się w zupełnie nowym miejscu, często przychodzi uczucie przygnębienia. Nagle zdajesz sobie sprawę, że w tym kraju jesteś jedynie gościem. Wydaje Ci się, że nigdy nie osiągniesz tego, co osiągnąć mogą tubylcy. Masz wrażenie, że nigdy nie pozbędziesz się łatki emigranta. Okazuje się, że kraj marzeń wcale nie jest taki kolorowy i oprócz wielu zalet, ma również ogrom wad. Nagle wszystkiego Ci się odechciewa, zaczynasz żałować decyzji o wyjeździe i mimo wielu prób nie odnajdujesz w sobie chęci do działania. Pojawiają się pierwsze problemy, pierwsze przeszkody i kłody pod nogami. Multum spraw do załatwienia, natłok myśli i obowiązków. Pomyśl wtedy, że jesteś jednym z setek tysięcy. Z setek tysięcy, które przebrnęły przez to samo, a teraz cieszą się szczęśliwym życiem. Przypomnij sobie cel Twojej wyprowadzki. Założę się, że nie było nim siedzenie w domu z załamanymi rękoma. Nie spiesz się. Szukaj rozwiązań. Powoli, z rozwagą, a w końcu i one się znajdą. Ciesz się każdym, nawet najmniejszym sukcesem. Mów o nich na głos, dziel się nimi z przyjaciółmi, z rodziną. Nie mów To przecież nic wielkiego, a Osiągnąłem to wszystko zupełnie sam.

 
STRES

Emigrantom często towarzyszy również specyficzny emigracyjny stres. Strach o to, że nie będzie się wystarczająco dobrym. Strach o to, że nie podoła się zadaniom wyznaczonym przez obcojęzycznego szefa. Strach o to, że nie dorówna się rodowitym mieszkańcom danego kraju. Wiele osób w pewnym momencie uderza (błędne) przeświadczenie, że będąc imigrantem w danym kraju nie osiągną żadnych wielkich sukcesów. Zawsze porównują się do tubylców i nie doceniają własnych możliwości. Osoby, które emigrowały jedynie na określony czas będąc przekonanym o powrocie przeraża myśl, że na emigracji pozostaną już na zawsze. Zaczynają stresować się brakiem zaoszczędzonych pieniędzy, wstydzą się wykonywanej pracy, boją się o swoją przyszłość, lecz nie mają odwagi wziąć sprawy we własne ręce. Należy wtedy postawić sobie określony cel nawet, jeśli miałaby być to dana kwota pieniędzy zgromadzona w określonym czasie i dążyć do tego celu przypominając go sobie codziennym zerknięciem na kartkę wiszącą na lodówce. Przypomnieć sobie, od czego się zaczynało i wierzyć w to, że szczeble kariery jeszcze się nie zakończyły. A jeśli marzysz o własnym biznesie, nie trać czasu na marzenia, lecz bierz się za ich realizację. Nie ma znaczenia kraj, lecz chęci i determinacja. Łatwo nie będzie, ale bez podjęcia ryzyka nie dowiesz się, do czego mogłeś dojść.

BRAK AKCEPTACJI

Nierzadko spotyka się również imigrantów, którzy nie potrafią odnaleźć się w nowym kraju, lecz powrót do ojczyzny również z wielu powodów jest w danym momencie niemożliwy. Nowy kraj to nowi ludzie, nowe tradycje, nowe zwyczaje, nowy język, nowy klimat… Zupełnie nowa codzienność. Nie każdy człowiek jest w stanie zaadaptować się w mgnieniu oka, za to aklimatyzacja trwa miesiącami nie przynosząc żadnych efektów. Spróbuj wtedy w miarę możliwości nie odcinać się od polskości. Na zewnątrz kultywuj tradycje swego nowego kraju, a w domu czuj się jak w Polsce. Otwórz się na nową kulturę, ale bez konieczności rezygnowania z tej polskiej. Krok po kroku zaakceptujesz nową sytuację, lecz nigdy nie stracisz poczucia, że odebrano Ci Twą polskość.

My, emigranci mimo często szczęśliwego i spełnionego życia czasami spotykamy się z typowymi dla emigracji problemami. Grunt to zdać sobie z nich sprawę i nie ukrywać ich przed bliskimi. Chwila słabości nie jest żadną ujmą. Nie wstydźmy się prosić o pomoc. Pomoc nawet profesjonalną, bo właśnie krok w kierunku zmiany świadczy o dojrzałości i chęciach poprawy. Czy Wam też zdarzyło się przebrnąć przez któryś z opisanych problemów? Jak sobie poradziliście? Podzielcie się swoją historią i doświadczeniem. A może dodalibyście coś do tekstu?

Jeśli uważasz, że tekst może przydać się Polakom borykającym się z problemami emigracji, udostępnij go na zewnątrz.