O
tym jak wygląda związek Polki z Hiszpanem pisałam Wam już kilka razy. Mogliście
przeczytać o tym, jak wpływają na nas różnice kulturowe, czy o tym, dlaczego warto związać się akurat z Hiszpanem. Dzisiaj znów opowiem Wam coś o nas. Czy w
każdym kraju kocha się inaczej? Czy pochodzenie ma wpływ na to, jakimi jesteśmy
kochankami? Czy kultura, w której się wychowujemy kształtuje nasz sposób
postrzegania relacji międzyludzkich? Czy może jednak narodowość nie ma żadnego
wpływu na miłość? Ile ludzi, tyle charakterów – można by powiedzieć. Zgadzam
się, jednak wierzę w to, że miejsce, w którym się urodziliśmy oraz wychowaliśmy
także kreuje w nas pewną wizję współżycia z drugim człowiekiem, małżeństwa,
rodziny. Jesteście ciekawi, jak kocha mój Hiszpan? Przeczytajcie.
Czy
Hiszpanie są zazdrośni? Chyba nie da się odpowiedzieć na to pytanie
jednoznacznie. Poznałam różne typy mężczyzn. Przyznaję, że większość z nich
było osobnikami mocno zazdrosnymi o swoje partnerki, ale spotkałam się też z
totalnym luzem i zdystansowanym podejściem do tego tematu. Mój Alberto
początkowo należał do tej pierwszej grupy. Pierwsze miesiące naszej znajomości
oparte były na mocno widocznej zazdrości. Chodziło głównie o to, że kobieta o
niebieskich oczach i jasnych włosach w Hiszpanii przyciąga uwagę tubylców, co
wcale nie cieszyło mojego partnera. Wraz z budowaniem zaufania i zażyłości w
związku zaborczość malała. Dziś, kiedy jesteśmy już rodziną, zazdrość spadła do
poziomu naturalnego. Bo która kobieta nie lubi, gdy jej facet od czasu do czasu
zaczerwieni się ze złości, gdy ktoś puści do niej oczko, spojrzy na nią dłużej
w restauracji, czy rzuci kreatywnym komplementem? Według mnie naturalna
zazdrość to po prostu oznaka troski, miłości i tego, że na kimś nam zależy.
Latynoscy
kochankowie kojarzą się nam głównie z ogromnymi romantykami i książętami na
białych koniach. Czy dzieje się tak dzięki telenowelom i tym w jaki sposób
przedstawiani są tam mężczyźni próbujący zdobyć serce kobiety? Być może kogoś
zaskoczy fakt, że nikt tu nie śpiewa serenad pod oknem, nie wynajmuje grajków,
którzy przygrywaliby romantyczne piosenki podczas kolacji i nie porywa swej
ukochanej na brązowym rumaku, by gnać przez pola w kierunku miłości. Hiszpania
to z pewnością nie Gorzka Zemsta
(Pasión de Gavilanes). Chociaż kto wie? Ja tu się rozgaduję, a może któraś z
Was miała takie przygody? Nie mówię, że romantyzm nie istnieje, bo owszem,
istnieje, ale sprowadzony bardziej do nowoczesności. Odnoszę się oczywiście do
swojego związku. Alberto jest romantykiem, choć nie przesadzonym. Nie napisał
dla mnie nigdy piosenki, nie wyłożył całego domu tysiącem róż i nie wykupił
samolotu z wielkim miłosnym transparentem. Zrobił za to wiele innych rzeczy,
które również zapierały mi dech w piersiach. Mój Alberto jest bowiem osobą
bardzo uczuciową, a owe uczucia lubi okazywać w kreatywny sposób.
Niby
romantyk, ale z drugiej strony realista. Mój Hiszpan należy do ludzi, którzy
uważają, że pierwszy krok niekoniecznie musi należeć do mężczyzny. Jest on
zdania, że kobieta także może wykazać inicjatywę, zaskoczyć czymś swojego
wybranka, czy przejąć pałeczkę i dla odmiany rozpieścić właśnie jego. Na
szczęście trafił na mnie, osobę, która podziela jego opinię. Nie oczekuję więc
zawsze niespodzianek jedynie ze strony faceta, lecz czasem to ja postaram się o
jakąś dla niego.
Miłość,
miłość… Ale jak tę miłość wyrazić słowami? W hiszpańskim mamy dwie formy zwrotu kocham cię. Istnieje te quiero oraz te amo. Czym się różnią oba zdania? Pierwsze – te quiero nazwałabym takim delikatnym kocham cię, które na randkach z ust Hiszpanów pada dość szybko.
Można powiedzieć, że to trochę tak jak byśmy powiedzieli, że kogoś bardzo,
bardzo lubimy, bardzo nam na kimś zależy. Te
quiero bowiem użyjemy także w rozmowie z przyjaciółką, mamą, czy babcią. Te amo jest już tym jedynym i prawdziwym
kocham cię. Na te piękne i ważne
słowa czasami trzeba poczekać nieco dłużej, a bywa i tak, że nie padają one
nigdy. Te amo nie powiesz już do
swojego taty, ponieważ ktoś może dziwnie na Was spojrzeć, a jeśli wyrwie Ci się
ten zwrot w towarzystwie przystojnego kolegi wiedz, że odbierze on to jako
deklarację dozgonnej miłości. Gdy padną już te dwa ważne słowa – te amo – a Ty odetchniesz, że Twój
wybranek naprawdę Cię kocha, zazwyczaj w codziennym życiu, aby wyrazić swe
uczucia, mówić będziecie później po prostu te
quiero. Te quiero przed wyjściem do pracy, te quiero po otrzymaniu
prezentu, te quiero za wzięcie zmiany nocnej przy dziecku, te quiero przy
pożegnaniu podczas rozmowy telefonicznej. Z mojego doświadczenia powiem, że Hiszpanie
lubią używać tych słów i nie wstydzą się rozmawiać o uczuciach.
Hiszpanie,
których znam są osobami rodzinnymi. Taki też jest mój wybranek. Rodzina jest
dla niego najważniejsza i nie zażartuję, gdy powiem, że poszedłby za nią w
ogień. Generalnie mam wrażenie, że dość szybko podejmują oni decyzję o byciu w
związku, dość szybko deklarują swe uczucia, decydują się na oficjalne relacje.
Inaczej jest jednak w przypadku powiększenia grona rodzinnego. Wiek poniżej 30
roku życia uznawany jest za wczesny, jeśli chodzi o decyzję o dziecku. Zwłaszcza
mężczyźni wybierają późne tacierzyństwo.
Potomek oznacza bowiem zmianę stylu życiu, być może nowe znajomości – rodziny z
dziećmi. Rzadziej już wybrać się będzie można na popularne, podwójne randki.
Zresztą jak w każdym kraju, prawda?
Ach,
ten mój Hiszpan. Hiszpan, jak Hiszpan – ktoś mógłby powiedzieć. Taki zwyczajny,
ale niezwykły w tej swojej zwyczajności. Nie lubi się nudzić, uwielbia spędzać
czas ze swoją rodziną, nie znosi spacerów bez celu i zawsze lubi mieć ustalony
plan działania.
Opowiedzcie
mi o Waszych związkach. Jak kochają Wasi partnerzy, zapewne z całego świata?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz