środa, 28 lutego 2018

8 zasad prawidłowego życia w Hiszpanii



Świat jest pełen niespodzianek, bowiem każde miejsce zaskakuje nas czymś nowym. Podróżując poznajemy zupełnie nową kulturę, mamy okazję przeżyć mnóstwo przygód, których nie doświadczylibyśmy nigdzie indziej oraz zgłębiamy tajemnice wszelkich zakątków globu z osobna. Każdy kraj ma własne, niezastąpione tradycje, zwyczaje, symbole, charakterystyczne znaki. Wiele ludzi pyta mnie, czym Hiszpania różni się od Polski, co jest w niej wyjątkowego, czym mnie zaskoczyła. Bliscy proszą, abym podzieliła się moimi spostrzeżeniami co do najbardziej charakterystycznych cech tego kraju. Zastanawiają się, jakie są przyzwyczajenia Hiszpanów, do czego musiałam przywyknąć ja oraz na jakie kompromisy przyszło mi przystać. I właśnie tym zajęłam się dzisiaj pisząc tekst, w którym opowiem Wam o tym, jak żyć w kraju oliwą płynącym. Przeczytajcie zestawienie ośmiu zasad egzystencji w Hiszpanii, dzięki którym Wasz pobyt w tym miejscu będzie łatwiejszy oraz być może przyjemniejszy.

1. POWOLI, ALE DOBRZE

Hiszpanie niespecjalnie lubią się przemęczać, więc jeśli chodzi o pracę, starają się oni, aby nie była ona zbyt skomplikowana. Jednym z pomysłów, który w mniemaniu Hiszpanów miał ułatwić funkcjonowanie było skomputeryzowanie wszystkiego co możliwe. Dlatego do wszelkich urzędów bardzo często umawiać się będziesz telefonicznie lub internetowo i nie ma mowy o zrobieniu wyjątku, ponieważ zepsuł Ci się akurat komputer. A jak już się umówisz, to nie oczekuj, że przyjęta zostaniesz koniecznie o umówionej godzinie. Nie spiesz się do lekarza, ponieważ szanse na to, że wejdziesz o czasie są nikłe. A ostry dyżur to przynajmniej dwugodzinna impreza w poczekalni. Pocieszeniem może być naprawdę dobra opieka medyczna, więc ostatecznie możesz dojść do wniosku, iż spędzony na oczekiwaniu czas nie poszedł na marne.


2. WSZYSCY JESTEŚMY BRAĆMI

Jedną z ważniejszych zasad życia w Hiszpanii jest wszechstronna otwartość. Zagaduj do wszystkich, uśmiechaj się, odpowiadaj na zadawane pytania, nie krępuj się dzielić swymi przygodami z zupełnie obcymi osobami. Pamiętaj, że zakupy w supermarkecie pod domem nie muszą być nudne, a wizyta listonosza jedynie formalnością. Nie zapomnij, aby zwracać się do wszystkich na ty, no, może z wyjątkiem tych najstarszych. I nie przestawaj prawić komplementów, zamiast po imieniu, łatwiej będzie zwrócić się  do koleżanki  po prostu "piękna". A witając się koniecznie ucałuj swego rozmówcę, którego w trakcie rozmowy możesz bez skrępowania poklepywać po plecach, łapać za dłoń, czy głaskać po ramieniu. I przede wszystkim rozmawiaj, dużo rozmawiaj. Generalnie po prostu nie przestawaj gadać, jednak pamiętaj, że pytanie "qué tal?" nie oczekuje wcale odpowiedzi, więc nie ma potrzeby, abyś żaliła się na nowego szefa w pracy i brudne naczynia w zlewie.

3. POSIŁEK ŚWIĘTY ŚWIĘCIĆ

Wino to Twój ukochany napój, a jamón, oliwki i chorizo to uwielbiane przysmaki. A jeśli wspomniałam już o napojach, zapomnij o herbacie chyba, że lubisz tę parzoną w mikrofali. A zupę jeść będziesz tylko zimą. Przestrzegaj godzin posiłków, obiadu i kolacji nie możesz serwować kiedy masz ochotę, a kiedy pozwoli Ci na to hiszpański świat. I nigdy nie zapomnij o bagietce, która według Hiszpana idealnie pasuje do każdego rodzaju dania.

4. PIRAT DROGOWY

Jazda samochodem nie powinna sprawiać Ci większych kłopotów, jeździsz bowiem tak, jak Ci się podoba, a kierunkowskazy zarosnąć powinny kurzem. A gdy przyjdzie Ci parkować, podobnie jak wyżej - według Twojego uznania. Może zdarzyć się tak, że zostawisz samochód na środku jednokierunkowej jezdni, bo najdzie Cię akurat ochota na puszkę coca-coli. Jako pieszy również nie powinnaś się martwić, ponieważ zasady ustalasz Ty i żadne czerwone światło nie jest w stanie Cię zatrzymać.


5. THIS IS NOT SPAIN

Może okazać się, że Hiszpania to wcale nie Hiszpania i zbuntowany Katalończyk powie Ci, że jesteśmy w Katalonii, która z Hiszpanią nie ma nic wspólnego. Przygotuj się zatem również na takie rozmowy.

6. NIESPODZIANKA

Musisz pamiętać, że w Hiszpanii parasol to ten parasol od słońca, a nie od deszczu. Oraz o tym, że salon nie jest traktowany jako pokój, jest on po prostu salonem, a nie "dużym pokojem", w którym śpią rodzice. Choć w owym mieszkaniu nie powinnaś spędzać dużo czasu, ponieważ życie toczy się głównie na zewnątrz, a że słońce wschodzi tak późno, to najlepiej balować w środku nocy, by następnie spać do południa.

7. WSZYSTKO JEST POD KONTROLĄ

"No pasa nada" stanie się Twoją życiową dewizą. Bar obok bloku będzie Twoim drugim domem, a obsługujący Cię codziennie barman traktować będzie Cię jak rodzinę. Rozmawiać będziesz z nim jedynie po hiszpańsku, angielski nie będzie jego mocną stroną. Możesz liczyć ewentualnie na tzw. spanglish, zobaczymy, ile uda Ci się zrozumieć. Nie będziesz nikomu przeszkadzać w trakcie sjesty i pamiętać będziesz, iż większość sklepów jest wtedy zamknięta.

8. ROSJA

Na koniec równie ważna zasada życia w Hiszpanii. Przywyknij, że dla wielu już zawsze będziesz Rosjanką, ewentualnie Rumunką lub Ukrainką. Polką będziesz rzadko, lecz gdy już nią będziesz, nie martw się o traktowanie, ponieważ Hiszpanie to tolerancyjni i otwarci ludzie.
Gwarantuję Ci, że jeśli będziesz stosować się do wyżej wymienionych zasad, Twoja przygoda z Hiszpanią będzie niesamowita i pełna opowieści godnych przekazywania wnukom. 

niedziela, 18 lutego 2018

Hiszpania okiem Polki - dawniej i dziś


Postrzeganie wielu spraw i aspektów życia często zmienia się wraz z biegem czasu. Nie inaczej jest w przypadku miejsca, które kiedyś odwiedzało się jedynie w celach turystycznych, a dziś jest ono Twoim domem. Wakacjując się w Hiszpanii przez wiele lat nie zdawałam sobie sprawy z pewnych spraw, które dostrzegam teraz, a i sporo z nich widziałam w zupełnie innych barwach. Coś, co kiedyś wydawało mi się zaletą, dziś stanowić może problem, a cenione niegdyś kwestie okazały się nie być do końca prawdziwe. Wiele pozytywów nabrało jeszcze większego znaczenia, pojawiły się także negatywy, których kiedyś nie wychwycałam. W pierwszych miesiącach po przeprowadzce do Hiszpanii spotkało mnie sporo niespodzianek, dotarło do mnie, że dawniej przekonana co do swojej wizji Hiszpanii, mogłam się absolutnie pomylić, choć nie określam tej pomyłki jako pozytywnej, czy negatywnej, a po prostu naturalnej. Wakacje niczym nie przypominają codzienngo egzystowania w danym kraju, ukazują nam zaledwie cząstkę specyfiki danego miejsca. Dopiero podczas faktycznego powszedniego życia miasto i kraj, krok po kroku odkrywa przed nami swoje tajemnice.

Jak zatem zmieniło się moje osobiste postrzeganie Hiszpanii w przeciągu lat? Czym mnie ona zaskoczyła, a co zataiła przede mną podczas wizyt wakacyjnych?

Uśmiechnij się

Hiszpanom przypisywałam zawsze głównie pozytywne cechy charakteru. Radośni, uprzejmi, weseli, pomocni. Moje wakacyjne doświadczenia podpowiadały mi, że właśnie takimi ludźmi są mieszkańcy tej części Półwyspu Iberyjskiego. Gdy przeprowadziłam się do Barcelony na stałe, dotarło do mnie, że nieco się pomyliłam. Dlaczego? Okazało się, że są oni jeszcze bardziej radośni, chętni do pomocy, rozmowni i otwarci, niż myślałam. Uśmiech i wesołe hola towarzyszą mi każdego dnia. Przyjazne spojrzenia, zagadujący pasażerowie windy, chęć pomocy nawet z każdą najmniejszą wątpliwością. Gdybym musiała opisać Hiszpanię w paru słowach, powiedziałabym, że jest to kraj o ogólnie pojętej przyjaznej atmosferze.

Ale, bo przecież zawsze musi być jakieś ale, oprócz radosnych i pozytywnie nastawionych osób spotkałam się także z tymi dużo mniej szczęśliwymi. Nagle okazało się, że w cudownej Hiszpanii również dochodzi do skandalicznych sytuacji, nieprzyjemnych starć z innymi i nieznaczących kłótni z obcymi. Zrozumiałam, iż przeświadczenie o tym, że niemiłe zdarzenia, których byłam świadkiem w Polsce, a które według mego wcześniejszego przekonania nigdy nie miałyby miejsca w Hiszpanii, nie pokrywa się z prawdą. Tutaj także ludzie potrafią być zarozumiali i opryskliwi, eksepdientki także mogą potraktować Cię z wrogością, a przechodzeń zaczepić niemiłym komentarzem. Sytuacji takich jest dużo mniej, jednak w Hiszpanii również się zdarzają.

Dzieci, idziemy do kościoła!

Lata temu przekonana byłam, iż Hiszpania to jeden z bardziej religijnych krajów Europy. Nic bardziej mylnego. Stereotyp religijności Hiszpanów pozostaje jedynie stereotypem. Statystyki mówią same za siebie: jedynie 10% Hiszpanów uczęszcza reguralnie na niedzielne msze święte. Myślę, że owy osąd ma swe podłoże w znanych i hucznie celebrowanych tradycjach związanych z religią, jak np. Semana Santa (Wielki Tydzień). Tłumy ludzi z całego świata napływają w tym okresie do Hiszpanii, zwłaszcza do Andaluzji, aby ujrzeć na własne oczy spektakularne świętowanie Wielkanocy. Owe widowiska i przedstawienia uliczne mają jednakże niewiele wspólnego z samą wiarą, a więcej z hiszpańską tradycją.

Fiesta dobra na wszystko

Skoro mowa już o świętowaniu przejdę do kolejnego faktu, który nieco mnie zaskoczył. To, że Hiszpanie lubią zabawę w każdej możliwej postaci, nie było żadną tajemnicą. Po przeprowadzce i sumiennym zgłębianiu kultury tego kraju zdałam sobie sprawę, że słowo lubić nie oddaje dokładnie znaczenia, jakim darzą oni swoje fiesty, których notabene Hiszpania ma całe mnóstwo. Każda dzielnica, wioska, miasto, patron, święty… ma przypisany swój jeden dzień (lub dni) w roku, gdy to Hiszpanie gromadzą się, aby podczas głośnych i szumnych zabaw oddawać mu cześć. Krótko mówiąc, w Hiszpanii każda okazja dobra jest do świętowania, bo przecież jeśli święta nie ma, powód do radosnych tańców i lania wina znajdzie się równie szybko, jak chętni do realizacji pomysłu.  

Barowe życie

Podczas urlopów w Hiszpanii szybko zorientowałam się, że Hiszpanie lubią spędzać czas poza domem, choć nie zdawałam sobie sprawy, iż wypad do baru to nie tylko forma spędzania wolnego czasu, ale wręcz styl życia. Podobała mi się owa otwartość, radość, roześmiane twarze i pogawędki. Dzisiaj wyjście do popularnego baru kojarzy mi się raczej z hałasem, wrzawą, koniecznością przekrzykiwania tłumu, aby mój rozmówca zrozumiał, co do niego mówię i ewentualnym bólem głowy, gdy pobyt w barze jest zbyt długi. Nie zrozumcie mnie źle, lubię życie towarzyskie, spotkania poza domem, wypady do barów, pubów, restauracji, ale wolę te odrobinę spokojniejsze miejsca, gdzie nie grozi mi utrata słuchu.

Spacerując uliczkami

Och, jakżeż to ja zachwycałam się kiedyś porządkiem i ładem w Hiszpanii. Ulice wydawały mi się tak cudownie czyste i zadbane. Przycięte krzewy, każde rondo oryginalnie zaprojektowane, chodniki bez zbędnych śmieci, czy niespodzianek pozostawianych przez psy, wszystko pięknie i pachnąco, a inni powinni brać z Hiszpanii przykład. Nie zastanawiałam się wtedy jednak nad tym, że często podczas urlopów odwiedzałam przecież głównie znane, turystyczne miejsca, które oczywiście były perfekcyjnie zadbane. Choć muszę przyznać, że mam bardzo miłe wspomnienia z Pampeluny, ogólnie Nawarry i Kraju Basków, gdzie spędzałam całe tygodnie wakacji i zawsze chwaliłam sobie czystość tamtejszych miast. Gdy pojawiłam się w Barcelonie, magiczna bańka schludności i porządku prysła. Jasne, o ład dba się nader mocno w tych popularnych i często odwiedzanych obszarach, lecz niestety spacer niejedną wąską uliczką Barcelony, tej mniej znanej Barcelony traci już swój urok. Nieprzyjemny zapach moczu zwierząt i ludzi towarzyszyć nam będzie jak wierny kompan, a w tych mniej ciekawych dzielnicach uważać musimy na porozrzucane pod nogami psie miny, bo nie każdy sąsiad jest niestety wychowany. Śmieci wysypujące się z kontenerów, czy ustawiane zaraz obok to wcale nie taki rzadki widok w lokalizacjach cieszących się mniejszą sławą oraz podejrzaną famą. Choć muszę zauważyć, że Dzielnica Gotycka, którą znaleźć można w każdym przewodniku, nie zachęca swymi zapachami, a podobno jej uliczki czyszczone są każdego dnia. Czystość, a raczej jej brak to jeden z aspektów, który negatywnie zaskoczył mnie w Barcelonie (nie mam odniesienia do innych miast, ponieważ bywałam w nich jedynie turystycznie).

Jak się dogadam?

Ok, umówmy się, że rozpoczynając mą przygodę z Hiszpanią nie musiałam obsesyjnie martwić się o język, ponieważ podczas pierwszych wycieczek towarzyszyła nam zawsze nasza rodzina, która hiszpański znała. W późniejszym okresie, gdy dopiero zaczynałam naukę tego języka, starałam się radzić sobie podpowiadaniem w języku angielskim, mimiką i gestykulacją. I nigdy nie doświadczyłam nieprzyjemnej sytuacji ze względu na brak znajomości lub też niewielką znajomość języka hiszpańskiego. Słyszałam zresztą mnóstwo podobnych historii. Jak ja się dogadam? Myślałam przygotowując się do pierwszej samotnej wycieczki do Hiszpanii, dokładniej do Salamanki, gdzie spędzić miałam całe trzy tygodnie. A dogadałam się bez problemu. Lata w Hiszpanii ukazały mi, iż Hiszpan nie zważa na to, że łamiesz sobie język próbując porozumieć się z nim w jego ojczystym języku, jest tym wręcz zaimponowany. A co się nie powie, to się pokaże, za pomocą rąk i mimiki twarzy można wyjaśnić naprawdę niesłychane rzeczy. 

A ja na to, jak na lato

Hiszpania – słońce, plaża, upały… No, tak, z czymże innym kojarzyć może się ten kraj? I owszem, w wakacje wylegiwałam się na hiszpańskich plażach, smażylo mnie malagijskie słońce i zerkałam z niedowierzaniem na termometr, który o 20 wskazywał w Sewilli 40 stopni. A później przeprowadziłam się do Barcelony, gdzie okazało się, że tak naprawdę istnieje także zima. Ok, że zima istnieje wiedziałam, to o czym nie miałam pojęcia to fakt, iż tak wiele mieszkań nie ma ogrzewania centralnego. Gdy zatem ktoś wzdycha głośno, jakie to mam szczęście żyjąc w kraju wiecznego słońca, zapraszam go serdecznie w styczniu do mojego barcelońskiego mieszkania.

Hiszpański maczo

Hiszpanie od nastoletnich lat spędzali mi sen z powiek. Śniłam po nocach o gorącym romansie z hiszpańskim maczo i żartowałam, że moim mężem musi być zabójczo przystojny Hiszpan. Naoglądałam się Juanów, Miguelów i innych Pedro podczas wakacyjnych wypadów, by marzyć o nich przez cały rok do kolejnego urlopu. Jakie zatem było moje zaskoczenie, gdy tu zamieszkałam? Ci moi przystojni Hiszpanie, gdy widzi się ich codziennie, są po prostu jeszcze piękniejsi!

Jak to bywa na wakacjach, i mnie wydawało się, że Hiszpania to miejsce idealne. Słoneczne, pełne radości, uprzejmych ludzi, przepięknej przyrody i ciekawych tradycji. Wiele się nie pomyliłam, jednak życie tu uświadomiło mi, że miejsce idealne nie istnieje. Zawsze znajdzie się choć jedna mała drobnostka, która nie będzie nam odpowiadać i którą uznamy za wadę. Kto jednak powiedział, że do pełni szczęścia potrzebujemy perfekcji? Gdyby wszystko było usłane różami, świat byłby nudny. Bo umówmy się, kto nie lubi sobie czasami zwyczajnie ponarzekać?

poniedziałek, 12 lutego 2018

Czy opanowałeś już język hiszpański do perfekcji?



Nauka języka obcego to proces wymagający determinacji i systematyczności. Jego skuteczność zależy od wielu czynników. Jednym z najważniejszych jest chyba to, kto i gdzie nas uczy. Przebywając w Hiszpanii wśród tubylców na pewno dużo szybciej przyswoimy język hiszpański, niż poprzez uczęszczanie na cotygodniowy kurs w Polsce. Także, gdy naszym nauczycielem będzie rodowity Hiszpan, osłuchamy się z naturalnym akcentem i być może sami będziemy w stanie go powtórzyć. Gdy w końcu osiągniesz swój wymarzony cel i język obcy nie będzie już tak całkiem obcy, z pewnością zadasz sobie pytanie: czy mogę powiedzieć, że dominuję język hiszpański? Odpowiedź na to pytanie znajdziesz w dzisiejszym tekście. Przeczytaj jakich jest 7 oznak, które świadczą o tym, że biegle posługujesz się językiem hiszpańskim (lub jakimkolwiek innym).

BRAK POMOCY TŁUMACZENIOWYCH

Udało się! W końcu możesz oglądać hiszpańskojęzyczne filmy i seriale bez napisów oraz wcale nie musisz przewijać i wsłuchiwać się trzy razy w to samo zdanie, aby zrozumieć, dlaczego Mili rozstaje się z Fernando w 98 odcinku Zbuntowanego Anioła. Wycieczki do kina na wakacjach w Hiszpanii nie kończą się gonitwą po mieście w poszukiwaniu seansu w języku angielskim. Ale nie skupiajmy się tylko na kinie. Posiadając biegłość w języku hiszpańskim bez problemu zrozumiesz wszystkie piosenki Shakiry, Julio Iglesiasa, czy Malumy. Na imprezie pierwszy zabłyśniesz znajomością tekstu Despacito oraz przy okazji i jego tłumaczenia. Dodatkowo przebrniesz bez zbędnych westchnień przez oryginalną wersję Don Kichota.

BRAK DOSŁOWNEGO TŁUMACZENIA

Nie popełniasz już językowych gaf polegających na dosłownym tłumaczeniu zdań z języka polskiego na język hiszpański i odwrotnie. Wiesz już, że Hiszpan nie powie, że coś jest proste jak bułka z masłem oraz że po polsku nie idzie się w metrze do szkoły (ir en metro), właściwie to chodzić w metrze można, ale zapewne Polak inaczej zrozumie sens zdania. W Hiszpanii nie pojawia nam się gęsia skórka, a kurza, ale o tym pamiętasz już za każdym razem, gdy przychodzi Ci być domowym tłumaczem.

SLANG

Oprócz unikania dosłownego tłumaczenia doskonale posługujesz się także ulicznym i kolokwialnym językiem. Pasta to już nie tylko makaron, coco oprócz kokosem może być też głową, a zwrotu tío nie używasz jedynie zwracając się do wujka. Rozmowa z grupą młodych, zbuntowanych Hiszpanów nie stanowi dla Ciebie żadnego wyzwania.

ŻARTY

Każdy kraj ma swój specyficzny humor, każdy naród, oprócz tego, co bawi nas wszystkich, śmieje się z własnych, wyszukanych żartów. Posługując się biegle językiem hiszpańskim, po osłuchaniu się go i wielu rozmowach z Hiszpanami jesteś już w stanie żartować w ich ojczystym języku. Umiesz odpowiednio dobrać słowa, wiesz, jaki zwrot może ich rozbawić oraz jaka gra słów wywoła u wszystkich uśmiech na twarzy. Wiesz już, że w Hiszpanii do szkoły nie przychodzi Juanito (Jasiu), a Jaimito oraz pamiętasz, że bohaterowie żartów z serii Polak, Rusek i Niemiec w Hiszpanii zmieniają narodowość, więc nie musisz martwić się już o kolejną gafę i długie milczenie zamiast salw śmiechu.

WULGARYZMY

Świadome i nieświadome używanie wulgaryzmów również świadczy o umiejętności biegłego posługiwania się danym językiem. Spieszę z objaśnieniem dość niezrozumiałego na pierwszy rzut oka początku akapitu. Świadome, ponieważ wiesz, że w Hiszpanii stwierdzenie, że coś jest do dupy przyniesie na myśl jedynie papier toaletowy, a psia kość wywoła dziwne spojrzenia. Naszą najczęściej używaną panią K. zastępujesz tu wymownym joder, bo wypowiadanym równie często (mimo, że dosłownie oznacza pierdolić). Jesteś doskonale świadomy, że wściekli Hiszpanie mają w zwyczaju na wszystko srać (me cago en...) oraz wzywać matkę w najróżniejszych formach (tu puta madre, de puta madre, la madre que me parió). Nieświadomie natomiast, ponieważ przebywając wśród Hiszpanów przesiąkłeś już ich sposobem bycia i nawet nie zdajesz sobie sprawy, gdy w Twoich wypowiedziach pojawiają się specyficzne ubarwienia, lecz zupełnie nikt nie zwraca na to uwagi.

SNY

Usłyszałam kiedyś, że oznaką wskazującą na to, że dana osoba owładnęła obcy język jest fakt, iż w owym języku śni. Dlatego właśnie w Twoim śnie najprzystojniejszy aktor z ulubionej telenoweli nie szepcze Ci do ucha romantycznych słów po polsku, a po hiszpańsku. Antonio Banderas porywa Cię z maską Zorro, a Ty krzyczysz do niego w jego ojczystym języku marząc, aby tak naprawdę wcale Cię nie wypuszczał. Tak, takie sny oprócz tego, że świadczą o tym, że oglądasz sporo filmów, są również dowodem na Twą perfekcyjną znajomość języka hiszpańskiego.

AKCENT

Na koniec zostawiłam najważniejszy aspekt dający świadectwo Twoim językowym umiejętnościom. Możesz pochwalić się, że naprawdę biegle posługujesz się językiem hiszpańskim oraz nie posiadasz najmniejszych problemów z porozumieniem się z żadną hiszpańskojęzyczną osobą, gdy... jesteś w stanie idealnie zrozumieć Andaluzyjczyka, pijanego Andaluzyjczyka.

I jak, ile podpunktów spełniacie?

czwartek, 8 lutego 2018

6 typów emigrantów


Według statystyk z 2017 roku aż dwa i pół miliona Polaków przebywa obecnie na emigracji. To 6% całej populacji naszego kraju. Wśród dwóch i pół miliona ludzi można znaleźć cały ogrom przeróżnych cech charakteru. Zapewne każda osoba ma inną historię, inne przygody, cele i plany. Z łatwością można jednak zauważyć, że część z nich dzieli pewne wspólne cechy. Postanowiłam podzielić naszych rodaków na kilka grup oraz przedstawić Wam w zabawny i oczywiście żartobliwy sposób 6 typów polskich emigrantów.

1. CHOMIK

Tak właśnie nazywają ten typ emigranta psycholodzy. Za granicę wyjechał w jednym celu: pracować, zarobić, odłożyć i wrócić. Planował maksymalnie roczny pobyt, jednak nieco się on przedłużył i tak mija już 7 rok, gdy z mamą dzieli się opłatkiem przez Skype. Zbiera się do powrotu, lecz zebrać się nie może. Żyje właściwie na pograniczu dwóch światów, jedną nogą jest już w Polsce, lecz ta druga wciąż trzyma się jeszcze emigracji. Niby tęskni za ojczyzną, płacze, ale wracać nie może, bo w Polsce tyle nie zarobi, a na nowy start w kraju przydałby się przecież nowy samochód.

2. MR ANDREW

Życie na emigracji to najlepsze co mu się w życiu przytrafiło. Uwielbia swój nowy dom, a kraj, w którym żyje uważa za idealny. Nie przestaje porównywać go do swej ojczyzny wychwalając każdy możliwy szczegół. Jego ulubione zdanie brzmi: "Bo my w ... (wstaw nazwę kraju) mamy to, możemy tamto i robimy jeszcze to", a w Polsce tego wszystkiego przecież nie macie. W ojczyźnie czuje się jak obcokrajowiec, co daje do zrozumienia co parę minut wplatając zagraniczne słowa do rozmów, mówiąc yeah zamiast tak i pytając co jakiś czas: jak to się mówiło po polsku? Nie przedstawia się już Andrzej, a Andrew i myśli nawet o oficjalnej zmianie imienia. Nie wyobraża sobie powrotu z emigracji, bo przecież dla niego to nie żadna emigracja, a rozpoczęcie nowego, prawdziwego życia.

3. JANUSZ Z BIEDRONKI

Janusz jest ogromnym patriotą, wyznaje zasadę "Polska dla Polaków", a skoro sam żyje na obczyźnie ową Polskę musi zbudować właśnie tam, choć bardzo wiernie walczy na odległość o nieprzyjmowanie uchodźców, a najlepiej w ogóle jakichkolwiek obcokrajowców do swego rodzinnego kraju. Sporo przeklina, wyśmiewa się z tubylców, a nawet czasami krzyknie coś w ich stronę, w końcu i tak go nie zrozumieją, a będzie miał chociaż szacunek u chłopaków. W jego dłoni zawsze gości niezastąpiona puszka piwa, oczywiście polskiego piwa, nie będzie on przecież wzbogacał nie swoich. Od 5 lat składa kartony, ale nie potrzebuje innego zajęcia, bo na piwko i pizzę wystarczy.

4. MISTER POLAK

Mister Polak podobnie jak Janusz uwielbia Polskę, choć w dużo łagodniejszy sposób. Wyjechał za granicę, ale to wcale nie oznacza, że ma się on tam czuć obco, a do tego potrzebne mu będzie jak najwięcej polskości. Otacza się więc jedynie Polakami, a język zna w podstawowym stopniu tak, aby w razie potrzeby dogadać się z panią w banku czy listonoszem. O wiele jednak nie musi się martwić, ponieważ chodzi on do polskiego sklepu, obcina go polski fryzjer, rury naprawia mu polski hydraulik, dziećmi opiekuje się córka polskiej koleżanki, a w domu zainstalowano polską telewizję. Dobrze mu w tej swojej zagranicznej Polsce, a kontakty z tubylcami oraz poznawanie kultury innego kraju uważa za zupełnie zbędne.

5. KRÓL

Król jak to król ma w zwyczaju, lubi rządzić. Król emigracji także lubi zarządzać wszystkim i wszystkimi. To on wie wszystko najlepiej, to on zna ten kraj najlepiej i to on nigdy się nie myli. Mieszka on już w danym kraju przecież x lat, więc jak mógłby się mylić? Lubi się wywyższać i często szuka zaczepki wśród swych rodaków, bo kłótnie i udowadnianie swej (w jego przekonaniu) racji sprawia mu satysfakcję. Nie wiadomo, czy właściwie to nie znosi on wszystkich Polaków, czy też to tubylcy emigracyjnego kraju są jego wrogami. A może po prostu my wszyscy?

6. NIEZDECYDOWANY

Niezdecydowany jest wiecznie... niezdecydowany. W Polsce mu się nie podobało, więc wyjechał za granicę w poszukiwaniu lepszego życia, owego życia jednak dotychczas nie znalazł, jednak do Polski nie wróci, bo wciąż mu coś tam nie odpowiada. Tu źle i tam niedobrze. Jego ulubionym zajęciem jest narzekanie, więc jego przyjaźnie nie trwają długo. Każdy jego dzień wygląda podobnie, czego oczywiście nie potrafi zaakceptować, lecz nie stara się tego zmienić. Zamyka się więc w swym kole nienawiści czekając na zmiany, które same spadną z nieba.


Jest jeszcze ostatnia grupa tworzona przez osoby, które po prostu żyją. Szczęśliwe, radosne, choć i im trafić się może gorszy dzień, co jest zupełnie naturalne, chłonące wiedzę na temat nowego miejsca, poznające nowych ludzi, zarówno rodaków jak i obcokrajowców, decydujące o swoim życiu i cieszące się tym, co mają. I to właśnie chyba tych ludzi lubi się najbardziej. Oczywiście cała reszta mimo, że prawdziwa, jest mocno przerysowana i opisana w żartobliwy sposób, ale wierzę, że Wy załapaliście sam przekaz i czytając tekst nie raz się uśmiechnęliście.

niedziela, 4 lutego 2018

Czego nauczył mnie związek z Hiszpanem?



Przychodzę do Was dzisiaj z postem o charakterze edukacyjnym, a ściślej mówiąc, podzielę się tym, czego nauczyłam się ja. Związki i relacje międzyludzkie odgrywają ogromną rolę w życiu każdego z nas. Najróżniejsze z nich, od tych zawiązywanych na placu zabaw, poprzez pierwsze złamane serce, aż do ulubionego profesora na studiach. Sporo się możemy od siebie nauczyć, poznać zupełnie nowy punkt widzenia na wiele tematów, wymieniać się poglądami, a nawet dowiedzieć się czegoś nowego o samym sobie. Tak, przecież zależnie od relacji, w której się znajdujemy, wyzwala ona w nas różne emocje, odczucia, myśli, zachowania. Czasami takie, które potrafią zaskoczyć nawet nas samych. Chciałabym zatem podzielić się z Wami opowieścią o jednej z moich osobistych relacji, a tytuł wpisu podpowiada o kim mowa. Związek z obcokrajowcem pełen jest niespodzianek, różnic kulturowych, zmagań z nierzadko różną codziennością oraz wzlotów i upadków, bo oprócz drugiej osoby, uczymy się także często zupełnie innej kultury i sposobu życia. Przeczytajcie zatem, czego ja nauczyłam się będąc w związku z Hiszpanem.

CIERPLIWOŚCI

Tak, oprócz obcowania z hiszpańskimi urzędami, również związek z obcokrajowcem nauczył mnie cierpliwości. Nagle okazało się, że różnimy się od siebie pod kilkoma (bo nie wieloma) względami i nie mam na myśli różnic charakterów, a aspekty związane z kulturą. Musiałam więc nauczyć się, że moje polskie prawdy dla Hiszpana wcale nie musiały być najważniejsze i nie kłócić się, a zaakceptować. Mniej cierpliwości potrzeba, gdy w grę wchodzi jedynie fakt, że wraz ze swym partnerem różnisz się pod względem charakteru. Więcej, gdy dochodzi cała masa innych kompromisów i spraw, które kiedyś wydałyby się oczywiste, a dziś dyskutujesz o nich przez pół dnia.

TOLERANCJI

Związek międzynarodowy bez wątpienia uczy nas również tolerancji. Myślę, że to właśnie taka relacja często jest w stanie ukazać, na ile oraz w stosunku do jakich zachowań jesteśmy w stanie być tolerancyjni w realnym życiu. "Nie jestem rasistką, jestem tolerancyjna, ale wolałabym, aby moja córka nie spotykała się nigdy z ciemnoskórym mężczyzną". Czy aby na pewno jest to więc tolerancja? Ja dla odmiany wolałabym, aby mój syn nie spotykał się z kobietą, która miałaby kiedykolwiek go skrzywdzić, czy przysporzyć poważnych problemów. Z natury jestem osobą bardzo tolerancyjną, z wychowania, z otoczenia, z życia. Związek z Hiszpanem ukazał, że słowa przełożyły się na czyny. Mimo, iż czasami z czymś mogę się nie zgadzać, nie popierać danych tradycji, zachowań, to jednak je toleruję (póki oczywiście nie ingerują w dobro, zdrowie czy ogólnie pojęte obcowanie i życie innych). Bo będąc w związku z obcokrajowcem uczymy się tolerować różnice kulturowe, nowe tradycje, najdziwniejsze zwyczaje, inny styl życia, język i codzienność.

TYLE SPOSOBÓW, ILE MIEJSC NA ŚWIECIE

Zdałam sobie sprawę, że nie istnieje tylko jedno rozwiązanie każdej sytuacji, że istnieje wiele sposobów na wykonanie tej samej czynności, że moja prawda nie jest to jedną, jedyną i najprawdziwszą. Ludzie żyją na wiele sposobów, każdy zakątek świata może zaskoczyć nas czymś nowym. Coś, co dotychczas wydawało mi się oczywiste, dla drugiej osoby jest nielada zagadką. I odwrotnie, coś, co nie przeszłoby mi przez myśl w najdziwniejszych snach, dla Hiszpana jest czymś naturalnym. A najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że możemy wzajemnie uczyć się tych wszystkich nowych rzeczy. Wprowadzać w nasz świat kogoś, dla kogo świat ten jest zupełnie magiczny oraz pozwolić, aby i on zabrał nas w podobną "podróż". Ostatecznie nadmiar wiedzy nikomu jeszcze nie zaszkodził, a nowe spojrzenie na wiele spraw może jedynie wzbogacić i urozmaicić nasze codzienne życie.


MOŻNA ŻYĆ WIECZNIE ŻARTUJĄC

Gdybym powiedziała, że nie ma dnia, w którym mój Hiszpan nie rzuciłby kilkoma typowymi dla niego żartami, nie do końca zobrazowałabym wizję jego egzystencji. Gdybym powiedziała, że nie wytrzyma on godziny bez żartowania, na pewno stwierdzenie to byłoby dużo bliższe prawdy. Tak, przyznaję, że z nikim nie śmiałam się tyle, ile śmieję się z Alberto. Radość i dobry humor to jego wierni towarzysze. Czasami naprawdę zastanawiam się, kiedy i jak tworzą się w jego głowie te wszystkie pomysły, dowcipy i żarty. Uważam to za ogromną zaletę, ponieważ życie samo w sobie potrafi dać mocnego kopa, dlatego niech pozostanie nam wtedy chociaż śmiech, który jak wiadomo "to samo zdrowie". Generalnie uważam Hiszpanów za radosne osoby, które nawet w najtrudniejszych sytuacjach potrafią znaleźć powód do uśmiechu i cieszyć się, że wciąż coś mają, a nie, że czegoś już nie mają. Oczywiście dzień Alberto nie skupia się na wymyślaniu żartu za żartem i gdy trzeba, zachowuje całkowitą powagę adekwatną do sytuacji, choć zdarzyło mi się zapytać, może bardziej z ludzkiej ciekawości, w żadnym razie złośliwości, czy wytrzymałby 24 godziny bez żartów. Wciąż czekam na owy dzień.

NO STRESS

Kwestii dotyczącej niestresowania się byle drobnostką oraz nieanalizowania i rozkładania na czynniki pierwsze każdej sprawy, rozmowy i spotkania wciąż się jeszcze uczę, ale z dumą mogę powiedzieć, że zrobiłam już spore postępy. Czy owego podejścia do życia nauczyłby mnie także Polak? Całkiem możliwe, ale udało się to akurat Hiszpanowi, więc to on może spocząć na laurach. Wiecie, że Hiszpanie nie lubią się przesadnie stresować, przejmować każdym szczegółem i zastanawiać się, "co by było, gdyby...", a już na pewno nie, jeśli chodzi o sprawy, na które zupełnie nie mają wpływu. To była za to moja specjalność. Była i czasami jeszcze bywa, ale Alberto skutecznie uzmysławia mi, o ile weselsze, przyjemniejsze, a przede wszystkim spokojniejsze jest życie bez nadprogramowego stresu. Nie do końca wyznaję hiszpańską zasadę: co masz zrobić jutro, zrób za tydzień, ale przyznaję, że czasami lepiej odpuścić i przeczekać, cieszyć się chwilą, korzystać z tego, co nam dane (lub z tego, co sami sobie daliśmy) i śmiać się radośnie zapominając na moment o problemach dnia jutrzejszego.

INNY NIE ZNACZY GORSZY

Różnice kulturowe wcale nie muszą być naszym brzemieniem, powodem do ciągłych kłótni, motywem do narzekania na potrzebę nieustannych kompromisów. Czyż świat, w którym wszyscy bylibyśmy tacy sami, nie byłby nudny? Ja tam wolę taki świat, w którym jednej zimy na wigilijnym stole stoi karp, a kolejnej śpiewamy hiszpańskie kolędy, w którym Dzień Mamy mogę obchodzić dwa razy, w którym kogoś szokuje to, że latem jem ciepłą zupę, w którym w Sylwestra oprócz szampana w buzi znaleźć musi się 12 winogron po zjedzeniu których rozpoczyna się zabawa podczas, gdy w Polsce o tej porze dla wielu impreza jest już skończona, w którym mówię do mojego Hiszpana, że upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu, a on patrzy na mnie i pyta, gdzie to upieczone jedzenie, w którym słyszę codziennie  "putoski", "gordoski" i "guaposki", a ja dziwię się, jak w hiszpańskim może istnieć słowo określające czas po spożyciu posiłku spędzony na rozmowie (sobremesa). Różnorodność jest piękna. Różnorodność jest oryginalna. Różnorodność nie jest nudna.

I tym miłym akcentem zakończę dzisiejszy wpis czekając na Wasze doświadczenia i pójdę zjeść kolację. Być może i tym razem uda mi się przekonać Alberto (ponieważ w przeszłości tak już bywało), że można jeść kolację przed 22.