Moja
przygoda z Hiszpanią rozpoczęła się prawie 10 lat temu, gdy byłam jeszcze
nastolatką. A jej początek wcale nie miał miejsca w Barcelonie, a w Nawarze i
Kraju Basków. To właśnie te regiony odwiedzałam jako pierwsze i to one
sprawiły, że zakochałam się w tym pięknym kraju.
Pierwszym
miastem jakie odwiedziłam, była Pampeluna znajdująca się na północy Hiszpanii i
będąca stolicą prowincji Nawarra. Była to wizyta pełna wrażeń, ponieważ przypadała
na początek lipca, czyli okres, w którym w mieście odbywa się słynna na całym
świecie fiesta San Fermin. Miałam okazję brać w niej udział aż cztery razy!
Pierwsze dwa z rodziną, jeszcze jako młodziutka dziewczyna, więc na spokojnie,
a kolejne już z przyjaciółką. Obie zgodnie uważamy to święto za największą
imprezową przygodę naszego życia. Ale dziś nie o San Ferminie, a o moich
podbojach Hiszpanii. W Pampelunie mieliśmy bliskich przyjaciół rodziny, stąd
możliwość urlopowania się przez kilka sezonów z rzędu. Pamiętam, że Hiszpania
zachwyciła mnie przede wszystkim klimatem i usposobieniem jej mieszkańców.
Słońce, zima, która niczym nie przypomina tej w Polsce, wszędzie zieleń, woda w
morzu ciepła jak w wannie, piękne krajobrazy. Ludzie – wciąż uśmiechnięci,
zadowoleni, otwarci i bezpośredni. Mężczyźni – ciemni, opaleni, zalotni. Będąc
nastolatką podkochiwałam się w co drugim widzianym na ulicy. Hiszpanię znałam
jedynie z wakacyjnych wypadów. A wakacje mają to do siebie, że są z założenia
przyjemnym doświadczeniem, więc wszystko wydaje się idealne. Nie potrzebowałam
więc wiele czasu, aby pokochać Hiszpanię i zapragnąć któregoś dnia w niej
zamieszkać. Na początku nieco ją idealizowałam, wszystko wydawało mi się tu
perfekcyjne. Dziś oczywiście jestem w stanie spojrzeć na ten kraj z różnych
perspektyw i mimo świecącego przez większą część roku słońca wiem, że idealnie
nie jest nigdzie. Zakochana w tej mojej Hiszpanii marzyłam o życiu w niej i
opowiadałam wszystkim, że będę miała męża Hiszpana. Cóż, przepowiednie
ostatecznie się sprawdziły. Jest i Hiszpan.
Pierwszym
krokiem do spełnienia marzenia była nauka języka. W miejscowości, z której
pochodzę niestety w czasach, gdy ja uczęszczałam do liceum, nie było takiej
możliwości. Uczyłam się więc na własną rękę. Słuchałam muzyki, oglądałam filmy,
czytałam. Dopiero na studiach w Warszawie udało mi się zapisać na kurs
hiszpańskiego, gdzie poznałam zasady gramatyki i mogłam praktykować język. W
międzyczasie podczas urlopowania się w Hiszpanii udało mi się zawiązać kilka
znajomości, więc rozmowy z przyjaciółmi były kolejną formą nauki.
W
wieku 19 lat wyjechałam na kurs językowi do Salamanki. Mieszkałam u starszej
kobiety wraz z kilkoma innymi osobami z całego świata i oprócz tego, że w domu
rozmawiało się po hiszpańsku, codziennie chodziłam na zajęcia. Okres ten
również wspominam bardzo miło i był on jedynie kolejnym doświadczeniem, które
utwierdziło mnie w przekonaniu, że moim miejscem do życia jest Hiszpania.
Od
zawsze marzyłam również o wymianie studenckiej. Rzecz jasna w Hiszpanii. Moja uczelnia
oferowała jednak wyjazd jedynie do Sewilli i to niestety dla innego niż mój
kierunku studiów. Nie zamierzałam się jednak poddać. Na swój cel wybrałam
Barcelonę. Znalazłam kontakt do osoby zajmującej się Erasmusem na barcelońskiej
uczelni i wysłałam wiadomość z zapytaniem o możliwość wymiany studenckiej.
Okazało się, że w Barcelonie byli bardzo chętni, więc pełna nadziei przekazałam
tę informację koordynatorce mojego uniwersytetu. Ostatecznie, dzięki memu
zainteresowaniu, moja uczelnia podpisała umowę z uczelnią w Barcelonie i po
przejściu kilku etapów kwalifikujących do wymiany, udało mi się wyjechać do
Barcelony. Miasto mnie pochłonęło. Zakochałam się w każdym jego detalu. Może
wyda się Wam to dziwne, ale naprawdę poczułam, że to moje miejsce na ziemi.
Wiedziałam, że tu wrócę i w myślach tworzyłam plan przeprowadzki zaraz po
studiach. Oczywiście jestem też realistką i wiem, że nie żyje się samymi
marzeniami. Znałam jednak hiszpański, miałam parę znajomości. Wierzyłam więc,
że jakoś musi mi się udać. Ostatecznie okazało się, że realizacja planu nie
będzie taka trudna. A wszystko to za sprawą miłości. Tak, na Erasmusie poznałam
mojego obecnego partnera. Będąc z nim wiedziałam, że Barcelona będzie moim
domem. I tak też się stało. Wróciłam do Polski, aby skończyć studia oraz się
obronić i dokładnie tydzień po obronie magisterskiej byłam już w drodze do
Barcelony.
I
tak właśnie rozpoczęła się moja przygoda z Hiszpanią. Kończy się na Barcelonie,
ale zaczyna dużo dalej i przede wszystkim dużo wcześniej. Dlatego przyjeżdżając
do Katalonii nie jechałam zupełnie na
ślepo. Znałam już ten kraj z corocznych wakacji. Zwiedziłam naprawdę
ogromną ilość miejsc. Miałam okazję widzieć i doświadczyć mnóstwa ciekawych
przeżyć, które zbliżały mnie do kultury i tradycji hiszpańskich. To prawda, że
dopiero mieszkając tu na stałe zderzyłam się z wieloma nie zawsze przyjemnymi
realiami, aczkolwiek o samym kraju wiedziałam wiele długo przed tym, zanim
znalazłam się w nim jako mieszkanka Barcelony.
Dziś
jestem tutaj, w moim mieście marzeń dzieląc się z Wami moimi przeżyciami i
hiszpańskimi doświadczeniami. Tymi przyjemnymi i tymi mniej przyjemnymi. Jest
wesoło, z humorem i dystansem, ale bywa też poważnie i przerażająco. Ale co
najważniejsze, mam nadzieję, że tak jak jest, to właśnie tak, jak Wam się
podoba i tak jak chcecie, aby było. Na koniec jestem oczywiście bardzo ciekawa,
jak zaczęła się Wasza przygoda z zagranicznym życiem. Opowiedzcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz