Jeśli
czytaliście jeden z moich ostatnich wpisów, wiecie, że moja miłość do Hiszpanii
rozpoczęła się jeszcze za czasów nastoletnich. Muszę się Wam jednak przyznać,
że moje marzenie nie dotyczyło jedynie samego życia w Hiszpanii. Otóż, od
zawsze wszystkim opowiadałam, że w przyszłości będę miała męża Hiszpana.
Zaczęło się oczywiście od hiszpańskich seriali pełnych wypięknionych aktorów
oraz wakacyjnych wyjazdów, kiedy to mogłam napatrzeć się na ciemnych,
przystojnych chłopaków. Tak to już było, że latynoski lover był moim typem. Wyobrażałam
sobie nasze dwujęzyczne brązowookie dzieci idące u boku najprzystojniejszego
faceta w Hiszpanii. Pamiętajcie, że miałam wtedy jedyne 16 lat. Zresztą, która
z nas nie marzyła choć raz o pocałunku z Bradem Pittem, Orlando Bloomem czy
innym amerykańskim Bogiem Seksu? No,
a takim moim Bogiem był właśnie wyśniony Hiszpan. Jak wiecie, ostatecznie punkt
o mężu Hiszpanie się sprawdził. A czy najprzystojniejszy w całej Hiszpanii? Dla
mnie na pewno :) Dwujęzyczne dziecko (na razie jedno) jest, choć akurat kolor
oczu odziedziczyło po mamie – niebieski. Może przy drugim się trafi (nie, w
ciąży nie jestem, na razie trzeba okiełznać jedno, żeby myśleć o drugim).
Rozpędziłam
się z tym wstępem, bo temat postu faktycznie dotyczyć będzie związku z Hiszpanem, ale dokładniej reakcji rodziny i
znajomych na naszą relację. Moja mama słuchając moich nastoletnich marzeń nie
przykłada do nich większej wagi myśląc: „Ot, taka typowo młodzieńcza zachcianka,
przejdzie jej.”. Znajomi uśmiechali się, a co niektórzy nie mogli już słuchać o
tej mojej utopijnej Hiszpanii. Dorastając obsesja malała, po drodze pojawiały się oczywiście krótsze, czy
dłuższe związku z Polakami, lata mijały, choć Hiszpania zawsze pozostawała w
moim sercu. Jak, kiedy i gdzie poznałam Alberto już mniej więcej wiecie. A jak
na nasz związek zareagowali najbliżsi?
Ci
najważniejsi przyjaciele okazali się bardzo otwarci, chętnie poznali Alberto i
nie mieli żadnego problemu z jego pochodzeniem. Śmiali się, że wykrakałam sobie
tego Hiszpana. Gadałam, gadałam, no i mam. Choć przyznaję, że niektórzy mówili,
że początkowo myśleli, że będzie to tylko przelotny romans. Rodzina? Rodzeństwo również mieszka za granicą, a mąż siostry jest
Anglikiem, dlatego akurat dla nich mój związek nie był szokiem. Niektórzy
zazdrościli dwujęzycznych dzieci, które się pojawią, bo urodzić się i móc
biegle mówić w dwóch językach to super sprawa. Mama do dzisiaj śmieje się, że dopóki nie poznałam Alberto, była pewna, że te moje
nastoletnie wariactwa: „będę miała męża Hiszpana” pozostaną jedynie wytworami
wyobraźni. Nie jest jej łatwo o tyle, że niestety zarówno ona nie posługuje się
biegle hiszpańskim, jak i mój partner nie zna polskiego. To nie to samo
rozmawiać na proste tematy lub z tłumaczem
obok, to nie to samo musieć prosić, abym ja zapytała o coś zięcia, co możliwość
swobodnej, naturalnej konwersacji właściwie o wszystkim, co tylko przyjdzie do
głowy.
Pojawiały
się osoby, które pytały o różnice kulturowe i jak sobie z nimi poradzimy, osoby,
które zastanawiały się, jak funkcjonować będzie taki międzynarodowy związek.
Byli to zazwyczaj ludzie, którzy o Hiszpanii wiedzieli niewiele, a i za granicą
nigdy nie byli, dlatego zdawałam sobie sprawę, że dla nich małżeństwo z
Hiszpanem było niemalże jak małżeństwo z kosmitą. Pewna daleka ciocia
zastanawiała się, czy nie będę musiała zmieniać religii i jak to ja, Polka, katoliczka będę żyć w tak innej kulturze i co ze mną się tam będzie działo
(???). Abstrahując od wizji, jaką mają niektórzy ludzie na temat krajów
muzułmańskich, być może broda i lekko ciemniejsza skóra kojarzona jest od razu
z Muzułmaninem. Rodzina, którą widzę rzadziej, zawsze pyta o nasz związek: o
różnice kulturowe, o język, o codzienność. Dowiedziałam się kiedyś nawet, że
niektórzy bali się o mnie przed moim wyjazdem do Hiszpanii i zamiast własnym
wyborem określali go zdaniem „Gdzie on ją tam wywozi?”. Nikt mnie na szczęście
nie wywiózł. Do samolotu wsiadłam sama, przednimi drzwiami, a nie zamknięta w
torbie w luku bagażowym.
Oprócz
naturalnych, kierowanych zwykłą, ludzką ciekawością pytań, pojawiały się niestety
niemiłe komentarze. A, że to Polaka nie mogłam sobie znaleźć, a że to jakiś
lowelas, który zaraz zostawi, a że to jakiś „ciapaty” i parę innych. A
najgorsze jest to, że takie słowa padały czasami z ust osób, które uważały się
za moich znajomych (bo nie przyjaciół). Oczywiście nigdy nie były kierowane
bezpośrednio do mnie, co było jeszcze bardziej przykre. Choć był taki jeden
kolega, który nie ukrywał swojego zniesmaczenia, bo „Polska dla Polaków”, a ja
jakiegoś „brudasa” wybieram. Paru znajomych ze studiów również nie brało
naszego związku na poważnie uważając, że to jakiś wakacyjny wymysł podśmiewając
się, że przywiozłam sobie Hiszpana tylko w jednym celu. Pewnie nikt nie
pomyślał wtedy, że dla drugiej strony – mnie, żarty takie nie były zabawne. Do
dzisiaj zdarza mi się usłyszeć głupie: „Gdzie ten twój Alvaro z telenoweli?”, co
odbieram jakoby nie traktowano go na poważnie. Jeśli nie macie takich
doświadczeń, to zapewniam Was, że bardzo nie fajnie jest słyszeć tego typu
komentarze. Bo tak, jak naprawdę nie obchodzi mnie, co mówią ludzie na ulicy
(dzieliłam się ostatnio z Wami kilkoma tekstami obcych na facebooku), tak
niestety tego typu słowa i wyśmiewanki bliskich bolą.
Zrobiło
się nieco smutno na koniec, więc nie chciałabym zostawiać Was z takim
wrażeniem. Jak to mówią, nie da się dogodzić każdemu. Najbliższa rodzina oraz
przyjaciele akceptują mój związek i mówiąc prosto – są szczęśliwi, że
szczęśliwa jestem ja. Opisane wyżej komentarze pojawiały się głównie na początku naszej
relacji, kiedy dla wszystkich była to świeża informacja. Teraz już grunt jest
neutralny, choć poczułam chęć podzielenia się z Wami tą historią.
Powiedzcie
mi, jak było w Waszym przypadku. Jak zareagowała rodzina, przyjaciele, bliscy
na wieść o poważnym związku z obcokrajowcem? Mam głęboką nadzieję, że mieliście
same pozytywne doświadczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz