Barcelona
to jedno z najczęściej odwiedzanych miast Europy, ba, nawet świata! Każdego
roku napływają tu miliony turystów z całego globu. Sezon w teorii trwa kilka
miesięcy, ale miasto w praktyce przyciąga chętnych przez cały rok. Ci, którzy
mieli okazję zwiedzić stolicę Katalonii, na pewno wcale owym osobom się nie
dziwią – miasto jest piękne i ma wiele do zaoferowania. Nic dziwnego, że kiedy
ludzie słyszą, że mieszkam w Barcelonie, wzdychają z zazdrością z błogim
uśmiechem. Życie w jednym z najczęściej odwiedzanych miast Europy ma jednak i
drugą stronę medalu, o której przeciętny turysta zapewne nie myśli. Nie
zaskakuje mnie to, ja jako zwiedzająca pewnie też bym nie myślała. Ci, którzy
tematem interesują się nieco dogłębniej, na pewno wiedzą o protestach i
narzekaniach mieszkańców Barcelony. Czy w swych skargach mają oni rację? Czy
turyści naprawdę niszczą Barcelonę?
Przy
wejściu do Park Güell można było ujrzeć mało powitalny napis:
“Why call it tourist season if we can’t shoot them?”
Co oznacza „Dlaczego nazywamy to
sezonem turystycznym, jeśli nie możemy ich wystrzelić?”. Slogan odnosić się ma
oczywiście do sezonów łowieckich, które swą nazwą przypominają wspomniany sezon
turystyczny. W najbardziej znanych miejscach miasta ujrzeć można inne graffiti
mówiące m.in.:
„Tourism kills the city” (Turystyka zabija miasto)
„Tourist go Home” (Turysto, wracaj do domu)
„Tourists stop destroying our lives” (Turyści, przestańcie niszczyć nasze życia)
Hasła są bardzo bezpośrednie i
czytający je adresaci z pewnością nie czują się komfortowo. Jednak nie tylko na
wspomnianych plakatach się kończy. W Barcelonie istnieją stowarzyszenia, które
wyrażają głośno swój sprzeciw wobec ogromnej fali turystów. Protestują oni
przeciwko hotelom i apartamentom kierującym swą ofertę jedynie do
odwiedzających. Organizują strajki blokując ulice tak, jak miało to miejsce na
La Rambli, gdzie skandowano hasła mające przepędzić turystów. Również Rada
Miasta wyraża swe zaniepokojenie tym zjawiskiem twierdząc, że obecnie turystyka
jest poza kontrolą i zmierza do chaosu. Dzieje się tak według nich przede
wszystkim ze względu na fakt, że cały sektor turystyczny skupiony jest głównie
w centrum Barcelony. Aby temu zaradzić w 2015 roku wydano zakaz budowania
nowych hoteli i apartamentów turystycznych na kolejne dwa lata. Władze próbują
przenieść biznes związany z turystyką również na przedmieścia i oddalone od
centrum dzielnice Barcelony.
W
2016 roku Barcelonę odwiedziło aż 40 milionów ludzi. Wyobraźcie sobie tylko tę
liczbę. Według badania Usług Komunalnych przeprowadzonego na 6 tysiącach
mieszkańców Barcelony, turystka plasuje się na drugim miejscu, jako zagrożenie,
którego najbardziej obawiają się barcelończycy. Wyprzedza ją jedynie problem
bezrobocia i sytuacji ekonomicznej kraju. Zastanawiacie się, jakie mają oni
podstawy do takich stwierdzeń, dlaczego narzekają i czego się tak naprawdę
boją? Głównym problemem o jakim się mówi, jest wzrost cen czynszów mieszkań.
Coraz więcej turystów zamiast hoteli wybiera prywatne apartamenty, mieszkania,
czy pokoje. Przeciętny obcokrajowiec, mało zorientowany w cenach rynkowych
danego kraju jest w stanie zapłacić większą kwotę niż randomowy mieszkaniec
miasta. Kuszeni właściciele podnoszą zatem ceny wynajmów, co złości
mieszkańców, którzy często nie są w stanie sprostać pieniężnym wymaganiom
wynajmującego. Mówi się o tym, że istnieją dzielnice, które zrzeszają więcej
przyjezdnych, niż tubylców. Wysokie ceny przystosowanych głównie do celów
turystycznych mieszkań odstraszają Hiszpanów i zmuszają ich do opuszczenia
danego miejsca. Gospodarka skoncentrowana głównie na turystyce jest kolejnym
problemem, o którym słyszy się na ulicach Barcelony. Właściciele hoteli,
apartamentów i osoby, które z turystyki żyją, twierdzą, że problem stanowią
głównie nielegalne miejsca wynajmowane turystom. W zeszłym roku zamknięto kilka
tysięcy nielegalnych wynajmów na znanym portalu airbnb, który skupia listę
prywatnych mieszkań wynajmowanych odwiedzającym.
Niewątpliwą
prawdą jest, że Barcelona czerpie ogromne korzyści finansowe z turystyki. Mówi
się nawet, że „żyje” ona właśnie dzięki turystom. Mieszkańcy narzekają jednak,
że owe zyski pieniężne nie wracają do obywateli. Oni tych pieniędzy nie widzą.
Według źródeł praca w sektorze turystycznym oraz ogromne zyski, które przynosi
to zjawisko, nie pokrywają się z wynagrodzeniem, jakie dostają zatrudnione
osoby. Czyta się, że pensja wynosi nawet do 50% mniej niż w przypadku innych
zawodów.
Oczywistym
problemem, o którym wspominają mieszkańcy Barcelony, są ogromne tłumy jakie
napotkać można w centrum miasta. Czynność tak naturalna jak zakupy może
przerodzić się w koszmar. Przy okazji należy wspomnieć o hałasie i brudzie.
Niestety nie wszyscy przyjezdni wraz z dobrym humorem zabierają ze sobą również
dobre maniery. Butelki po alkoholu, śmieci, jedzenie… Miasto nie mogłoby
funkcjonować bez codziennego skrupulatnego sprzątania go. Nie mówiąc już o
plażach, które bywają tak zaśmiecone, że strach wchodzić do wody. Fala turystów
przyciąga za sobą również falę złodziei. Zdezorientowany, skupiony na robieniu
zdjęć przechodzeń jest idealnym łupem kieszonkowca. Dlatego właśnie za
Barceloną niesie się nieprzyjemna fama miasta złodziei.
Sami
turyści, którzy w większości zapewne nie mają pojęcia o zmartwieniach
barcelończyków związanych z wizytowaniem stolicy Katalonii, na pewno nie czują
się mile przyjęci, gdy spacerując po ulicach miasta napotykają napisy, które
mają na celu wypędzenie ich z Barcelony. Są osoby, które mają również niestety
niemiłe doświadczenia związane z tubylcami. Zdawkowe odpowiadanie, brak chęci
udzielenia pomocy, celowe kierowanie w złym kierunku. To tylko kilka przykładów
nieodpowiednich zachowań.
Problem
zalewających miasto turystów jest niewątpliwie zagadnieniem trudnym i niełatwym
do rozwiązania. Moja osoba jest rozdarta. Z jednej strony rozumiem mieszkańców
i ich niezadowolenie, a z drugiej myślę o tym, jak co roku nawołuje się ludzi z
całego świata, aby zwiedzać piękną Barcelonę. Dzięki turystom jest bez
wątpienia więcej pracy, a przy okazji zatrudnienie można znaleźć z językiem
angielskim. Gdyby nie odwiedzający Barcelona straciłaby ogromną część swoich
dochodów. A z tego na pewno nikt nie byłby już zadowolony. Jakie jest zatem
rozwiązanie? Znawcy twierdzą, że należy wyeliminować wspomniane wcześniej
nielegalne apartamenty i biznesy związane z turystyką. A jak wyglądałoby to w
praktyce? Chyba nikt nie jest w stanie tego przewidzieć. Brud, hałas i tłumy
będą zawsze, bo niestety nie jesteśmy w stanie przemówić do rozsądku każdemu i
jeśli ktoś nie szanuje nawet własnego kraju, to jak ma szanować cudzy, skoro on
tu tylko przyjechał się wyszaleć i zabawić.
Jeśli
również uważasz, że ogrom napływających do Barcelony turystów jest godnym
omówienia problemem, udostępnij post tak, aby mogli dowiedzieć się o nim inni.
Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Dane
statystyczne i wyniki przeprowadzonych badań zaczerpnięte ze strony http://www.huffingtonpost.es.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz