Swoją
pierwszą wizytę w Hiszpanii zaliczyłam, gdy miałam 16 lat. Od tej pory
spędzałam tutaj wiele urlopów i wakacji. Z dniem przeprowadzki do Barcelony
Hiszpania nie była mi więc obcym krajem. Każdy chyba zgodzi się jednak, że
wakacje nijak mają się do codziennego życia i mimo, iż byłam w stanie poznać
niektóre zwyczaje, czy dowiedzieć się nieco o tym kraju przebywając w nim raz
na jakiś czas, faktyczne życie zaskoczyło mnie jednak w kilku aspektach i
przyłapałam się na tym, iż kilka razy kierowałam się stereotypami. Jesteście
ciekawi, jak zmieniło się moje postrzeganie Hiszpanii, a zwłaszcza Barcelony
odkąd pojawiłam się tu po raz pierwszy? Zapraszam do lektury.
NIEPODLEGŁOŚĆ
KATALONII
Chyba
największym zaskoczeniem była dla mnie tak silna potrzeba Katalończyków
odłączenia się od reszty Hiszpanii. Oczywiście zdawałam sobie wcześniej sprawę
z tego, iż walczą oni o niepodległość, lubują się w swoim języku i kulturze,
ale nie spodziewałam się, że na tak dużą skalę. Myślałam, że kataloński jest
raczej dodatkiem, a nie tak mocno podkreślanym pierwszym językiem. Przekonanie
to narodziło się być może przez fakt spędzania wielu wakacji w Kraju Basków,
który również posiada swój własny język – baskijski, a jednak bardzo rzadko
miałam okazję usłyszeć go na ulicach (a może nie przywiązywałam uwagi?) i tam,
gdzie się poruszałam używało się głównie hiszpańskiego. Zaskoczył mnie więc
fakt, że wszystkie dokumenty, napisy, ogłoszenia… pisane są po katalońsku i że
na studiach tylko w przypadku niektórych przedmiotów miałam możliwość wyboru
języka miedzy hiszpańskim, a katalońskim.
Teraz już wiem, że nie opowiada się bajek mówiąc o tym, że Katalonia to
praktycznie nie jest Hiszpania, ponieważ sami jej mieszkańcy często to
podkreślają i lubią tę swoją odrębność.
WIECZNIE
UŚMIECHNIĘCI HISZPANIE
To
jeden z najczęściej słyszanych stereotypów. Ja również kiedyś tak myślałam, bo
Hiszpanów znałam głównie z wakacyjnych wojaży. Oczywiście jest w tym sporo
prawdy, Hiszpanie bez wątpienia należą do radosnego narodu i na pewno uśmiechają
się częściej niż Polacy, aczkolwiek założenie, że uśmiech nie schodzi z ich
twarzy oraz że zawsze i wszędzie są mili jest błędne. Kiedy spotykały mnie
nieprzyjemne sytuacje w Polsce, myślałam sobie naiwnie „W Hiszpanii taka scena
nie miałaby miejsca”. Szybko przekonałam się, że w Barcelonie również trafiają
się niemili kierowcy autobusów, zrzędliwie ekspedientki i niekompetentni
urzędnicy. Nadal uważam, że Hiszpanie to bardzo wesołe osoby, które do życia
podchodzą z pozytywnym nastawieniem, jednak nie daję się zwieść pozorom i wiem,
że tutaj również moja cierpliwość bywa wystawiana na próbę.
OPIEKA
ZDROWOTNA
O
opiece zdrowotnej nie wiedziałam zbyt wiele. Kto bowiem bawi się w zgłębianie
tego tematu ot tak, z przyjemności? Dopiero, gdy wiedziałam, że mój kolejny
pobyt w Barcelonie z założenia miał być tym ostatecznym – stałym, zaczęłam
szperać w informacjach. Rozrywkowość Hiszpanów nie przekłada się na szczęście
na ich podejście do opieki zdrowotnej. Kompetencja i postawa lekarzy były miłym
zaskoczeniem. Bardzo przyjemnie wspominam pobyt w szpitalu podczas porodu.
Przyjemnie oczywiście pod względem przyjęcia mnie przez położne i doktorów,
bóle i krzyki przyjemne już nie były. Niedawno partnerowi dokuczała pewna
dolegliwość, udał się więc do przychodni, w której na miejscu w ciągu jednej
godziny zrobiono mu mnóstwo badań, aby upewnić się, że wszystko było w
porządku. Czego spodziewałabym się najmniej to fakt, iż kobiety w ciąży oraz
dzieci mają w razie potrzeby zapewnione darmowe leczenie bez względu na
pochodzenie i brak dokumentów. Uważam to za ogromną zaletę tego kraju.
FIESTA,
FIESTA I JESZCZE RAZ FIESTA
Hiszpania
chyba każdemu kojarzy się z wieczną imprezą. Tak było też i w moim przypadku.
Wyjeżdżając na wakacje do Hiszpanii nie mogłam nie korzystać z okazji do
świetnej zabawy, bo kto jak kto, ale Hiszpanie bawić się umieją. Pobyt na
Erasmusie również więcej miał w sobie zabawy, niż samej nauki i siedzenia przy
książkach. Erasmusa jednak nie można porównać do normalnego życia za granicą i dopiero, gdy zamieszkałam w
Barcelonie na stałe, zrozumiałam, że Hiszpania to nie tylko same imprezy. Co
więcej wiele znajomych mojego partnera w wieku około trzydziestoletnim
twierdzi, że dyskoteki i całonocne zabawy zwyczajnie się im już znudziły i wolą
wyjść do baru na dwa piwa, niż wracać do domu pierwszym porannym metrem. Nie
wszyscy więc żyją jedynie od weekendu do weekendu myśląc przez cały tydzień o
nadchodzącej fieście, a Hiszpanie są również odpowiedzialni, poważni i
spokojni.
KOMPETENCJE
Niestety,
jeśli chodzi o kompetencje hiszpańskich urzędników, mocno się rozczarowałam. Podczas
moich wakacyjnych pobytów nigdy nie musiałam mierzyć się z hiszpańską
biurokracją, dlatego dopiero podczas wymiany studenckiej oraz późniejszej
przeprowadzki zdałam sobie sprawę z braku zorganizowania i chaosu, jaki często
panuje w barcelońskich biurach i urzędach. Kiedy przyszło mi czekać dwie
godziny w kilkumetrowej kolejce z trzymiesięcznym dzieckiem, aby odebrać jeden dokument,
czy krążyć po całej Barcelonie odsyłana z jednego urzędu do drugiego, zaczęłam zastanawiać
się, jak mogłam narzekać na biurokrację w Polsce.
Moje
ogólne postrzeganie Hiszpanii nie zmieniło się w diametralnym stopniu. Nadal
uważam ten kraj za pełen pozytywnej energii, piękny i otwarty dla każdego. Zdałam
sobie jedynie sprawę, że wakacje nie są w stanie ukazać Ci prawdziwego życia w
danym państwie, a jedynie jego niewielką cząstkę. Hiszpanie kojarzą się nam z
lekkoduchami, którzy żyją między iluzją a rzeczywistością czekając aż nadejdzie
upragniona sobota i znów poleje się sangría tańcząc w dyskotece do białego rana.
Ja odkryłam przede wszystkim ich drugą stronę. Uprzejmość, pomocną dłoń,
pozytywne nastawienie, brak uprzedzeń. Z drugiej strony zdarzyło mi się trafić
na wyjątkowo arogancką osobę, która łamała wszelkie stereotypy podręcznikowego
Hiszpana i wiedziałam wtedy, że słońce, plaże i pyszne wino nie każdemu
wystarczą do radosnego życia.
Czy
zderzenie z hiszpańską rzeczywistością, która nie zawsze przypomina kolorowe
wakacje zmieniło moje nastawienie do tego kraju? Czy sprawiło, że zastanowiłam
się nad sensem przeprowadzi do Barcelony? Moja odpowiedź brzmi: nie. I jest to
jak najbardziej szczere „nie”. Czy istnieje bowiem kraj, w którym każdy aspekt
życia byłby idealny? Czy możliwym jest życie, w którymś z miejsc na naszym
globie bez potrzeby narzekania choćby na jeden dostrzegany problem? Ja jeszcze
nie natrafiłam na taki kraj, ale gdybyście Wy mieli na niego namiary, dajcie
koniecznie znać. :)
Tekst
ten i zawarte w nim przemyślenia powstał dzięki projektowi „Jak zmieniło się
moje postrzeganie kraju, w którym mieszkam” organizowanego przez Klub Polek na Obczyźnie, do którego należę. Zachęcam do zajrzenia na stronę klubu, na której
przeczytacie spostrzeżenia na temat innych krajów. Na pewno będzie ciekawie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz