poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Za czym tęsknię żyjąc w Barcelonie?



Uwielbiam Hiszpanię, uwielbiam Barcelonę. Gdy pierwszy raz miałam okazję odwiedzić tej słoneczny kraj, zamarzyłam o tym, żeby kiedyś w nim zamieszkać. Kiedy zobaczyłam Barcelonę, wiedziałam, że to właśnie tutaj chciałabym prowadzić kiedyś moje życie. Marzenie się spełniło. 
Sposób życia, jaki prowadzą Hiszpanie jest specyficzny, inny od polskiego. Mnie udało się wpasować w barcelońskie klimaty i generalnie lubię ich kulturę, styl i mentalność. Urodziłam i wychowałam się jednak w Polsce, więc po tylu latach spędzonych w ojczyźnie naturalnym jest, że istnieją aspekty, za którymi tęsknię będąc tu w Barcelonie. Dziś chciałabym podzielić się z Wami moimi tęsknotami i nie mam tu na myśli spraw oczywistych takich, jak brak rodziny i przyjaciół. Ciężko byłoby bowiem nie tęsknić za bliskimi, których zamiast widzieć, jak dawniej, kilka razy w tygodniu, masz okazję zobaczyć raz na kilka miesięcy, nie licząc „spotkań” na skype. 


Przedstawiam Wam listę spraw i rzeczy, których brakuje mi w Barcelonie.


JEDZENIE


Nie popiszę się tu kreatywnością i tak, jak chyba większości Polaków na obczyźnie brakuje mi polskich przysmaków. Tak, jak istnieje wiele potraw, których mimo, iż nie zamówię w hiszpańskim barze, a które mogę przynajmniej przygotować sama – pierogi, bigos, schabowy, tak niestety jest też mnóstwo polskich produktów, których w barcelońskim supermarkecie nie dostaniemy – polskie kiełbasy, wędliny, pieczywo, a nawet zwykła śmietana! Alkohol – ja akurat smakoszem piwa ani wódki nie jestem, ale wiem, że wiele Polaków nie przepada za smakiem hiszpańskich trunków i tęskni za prawdziwym Tyskim, Lechem czy Żubrówką.


BIUROKRACJA


Żyjąc w Polsce zdarzyło mi się narzekać na polskie urzędy i niezorganizowanie pracowników. Wszystko chciało załatwić się na już, a okazywało się, że jedna sprawa wymaga tygodni analizowania. Dopiero będąc w Hiszpanii przekonałam się, czym jest prawdziwy brak kompetencji oraz organizacji. Jeśli liczysz na to, że załatwisz ważną sprawę na pierwszym spotkaniu, srogo się rozczarujesz. W Polsce może i rozwlekało się to czasami w czasie, ale urzędnicy zdawali się przynajmniej wiedzieć, na czym polegała ich praca. Tutaj zanim znajdę się w odpowiednim biurze, najpierw trzy razy wyślą mnie do innego miejsca. Tęsknię więc za zorganizowaniem, zdeterminowaniem i kompetencją danych osób. 


SJESTA I GODZINY PRACY


Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do hiszpańskiej sjesty. I nie mówię tu o drzemce, bo to spotyka się już coraz rzadziej, a o okresie trzech godzin między 14 a 17, kiedy prawie wszystkie sklepy w dzielnicy są zamknięte. Jest to dla mnie uciążliwe, ponieważ godzina 14 -15 to najlepszy dla mnie okres na spacer. Mamy z Alexem mniej więcej ustalone pory dnia i po porannej drzemce małego, ogarnięciu mieszkania i zjedzeniu posiłku, najchętniej wychodzimy na powietrze. Spacer, spacerem, ale czasami jest kilka spraw do załatwienia, czy zwyczajnie chciałoby się zajrzeć do jakiegoś sklepu. Do tego większość urzędów i banków zamykanych jest o godzinie 14. Przywykłam do polskich godzin pracy, bez żadnej przerwy w trakcie i takie zorganizowanie najbardziej mi odpowiada. Ale cóż, przyjdzie mi chyba po prostu się z tym pogodzić i inaczej organizować dzień.


PUNKTUALNOŚĆ


Ten, kto żyje w Hiszpanii i obcuje z Hiszpanami wie, że nie należą oni do punktualnych osób. Na umówione spotkania lepiej z założenia przybyć przynajmniej 15 minut później, aby zaoszczędzić sobie nerwów. W zeszłą niedzielę zostaliśmy zaproszeni na urodzinowy obiad przyjaciela Alberto. Miał on odbyć się o godzinie 15, na co mój partner w dzień wyjścia mówi do mnie – Nie spiesz się. Nic się nie stanie, jak dotrzemy na 15.30, bo i tak będziemy pewnie jednymi z pierwszych. Oczywiście się nie mylił. Sama może nie należę do przesadnie punktualnych osób, które pojawiają się z 15 minutowym wyprzedzeniem, a później narzekają i tak, jak 5 minut można wybaczyć, tak 30 zaczyna już drażnić. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodzą spotkania nazwijmy je – oficjalne, jak np. zdarzyło mi się w przypadku oglądania mieszkań z przedstawicielem agencji. A wszyscy rodzice małych dzieci wiedzą, że te 20 minut więcej z maluchem, może dużo zmienić.


POLSKIE TRADYCJE


To prawda, że dla chcącego nic trudnego i w miarę możliwości można odwzorować polskie święta i ich zwyczaje. Inaczej jednak spędza się Boże Narodzenie w ciepłej Barcelonie, a w pokrytej śniegiem Polsce – jak za czasów dzieciństwa. Prezenty wręcza się dzieciom na Trzech Króli, a choinki nie spotkasz w każdym domu. W Wielkanoc nie poświęcisz koszyczka i nie stukasz się jajkiem. O ile to Ty decydujesz, jak spędzisz święta, o tyle możesz w pewien sposób poczuć ich magię. Gorzej, gdy jesteś w mniejszości i dostosowujesz się do reszty. Oczywiście jestem otwarta na nowości i bardzo chętnie poznaję tradycje i zwyczaje hiszpańskie i katalońskie, ale czasami tęskno do tych typowo polskich. 


ZNIŻKI I PROMOCJE


Wyda się Wam to może dość zabawne, ale przyzwyczajona jestem, że jako studentka/uczennica na wszystko w Polsce miałam zniżki. Od transportu publicznego, poprzez dyskoteki, aż do kina. W Barcelonie studenci nie mają takich zniżek. W Warszawie roiło się od promocji „studenci o połowę taniej”, „z legitymacją studencką 50% mniej”. Teraz nie jestem już studentką, ale ucząc się w Barcelonie brakowało mi tych upustów. Dzieci do kilku lat, owszem, płacą mniej, ale chyba nigdy nie spotkałam się z konkretną promocją skierowaną do barcelońskich studentów. Jesteś dorosły – płacisz normalną cenę. Mój Alberto był bardzo zaskoczony (pozytywnie), kiedy w Polsce co rusz napotykał rabaty studenckie. 



To pierwsze z aspektów, które przychodzą mi do głowy, gdy ktoś pyta, za czym tęsknię. Nie jest to sentymentalny post, w którym narzekam na życie w Barcelonie i opisuję o tym, jak bardzo tęsknię za Polską. Nie ma on na celu w żadnym wypadku krytyki bytowania w Hiszpanii, a wskazania kilku różnic. Nie żałuję bowiem decyzji o przeprowadzce i jest mi tu naprawdę dobrze. Ale nie zabrania mi się tęsknoty za polską krakowską, żurkiem czy atmosferą związaną z przygotowaniami do Świąt Bożego Narodzenia. 


A Wy, za czym najbardziej tęsknicie? Czego brakuje Wam zagranicą? Co byście zmienili? Jestem ciekawa Waszych opinii. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz