Czy związek z Hiszpanem
różni się czymś od związku z Polakiem? Nie mogłabym zaprzeczyć, w końcu oprócz
różnic charakterów, czy wychowania dochodzi jeszcze całe mnóstwo rozbieżności kulturowych. Choć przecież nasze kolejne relacje zazwyczaj kontrastują z tymi
poprzednimi. Chyba każdy z nas choć raz porównywał wzajemnie swych partnerów,
mniej lub bardziej świadomie doszukując się sprzeczności i podobieństw.
Porównania rodzą pytania, dlatego wiele już razy zostałam poproszona o
podzielenie się doświadczeniami z życia z Hiszpanem. Każdy człowiek jest inny,
więc zapewne nie wszystko zależy od narodowości, ja jednak podjęłam się
zebrania kilku cech charakterystycznych mojego związku z Alberto i spróbowałam
przedstawić Wam, jak wygląda codzienność z Katalończykiem.
1. ¿Hablas
castellano?
Zapewne dla
nikogo nie będzie zaskoczeniem fakt, iż między sobą porozumiewamy się tylko po
hiszpańsku i tak było od początku. Co się z tym wiąże? Musiałam np. przywyknąć
do żartów Alberto związanych z językiem, wciąż zdarzy mi się bowiem popełnić
drobny błąd, gafę, zmyślić słowo, czy źle coś przetłumaczyć. Nie są to
oczywiście żadne złośliwości z jego strony, a żartobliwe dogryzanie, za które
ja odpłacam się podśmiewując się, gdy to on przekręci polskie lub angielskie
słowo. Językowe docinki to jednak nie wszystko. Związek z Hiszpanem oznacza
życie po hiszpańsku. Co chcę przez to powiedzieć? Oglądamy filmy z dubbingiem,
które uda mu się wywalczyć raz na jakiś czas. Gdy Alberto jest domowym DJ-em, w
głośnikach słychać gównie hiszpańską muzykę. Co tydzień włączamy uwielbiany
przez każdego mieszkańca tej części Półwyspu Iberyjskiego serial - La que se
avecina oraz przyzwyczaić się musiałam, że spajdermen to espiderman, kolgejt,
to kolgate, a U2 to UDos.
2. Czy
codziennie na obiad jecie zupę?
Kuchnia
polska i hiszpańska nie mają ze sobą nic wspólnego, musieliśmy więc dojść do
pewnych kompromisów. Zupy serwujemy głównie zimą, Alberto nauczył się jeść gotowane ziemniaki, a przy stole zawsze towarzyszy nam
chleb. Po obiedzie koniecznie podany musi zostać deser nawet, jeśli miałby to
być mały jogurt czy owoc. Nigdy nie byłam miłośniczką słodkości, ale odkąd
niemalże każdego dnia słyszę "Co na deser?", sama przywykłam do
sięgania po jakąś smaczną zagryzkę. Nauczyliśmy się więc łączyć obie kuchnie i
nie zamykać się na nowe smaki.
3. Vamos de
fiesta
Zanim
założyłam rodzinę, nie różniłam się wiele od reszty młodych ludzi, których
typową rozrywką wielu weekendów jest imprezowanie. W tej kwestii posiadam
doświadczenia z obu krajów. Zabawy w Polsce i w Hiszpanii nieco się jednak
różnią. W Hiszpanii okazało, że z domu wychodzimy grubo po północy, a dyskoteki
nie są otwierane wcześniej niż przed 2. Tak zwany "before" to
zazwyczaj spotkania w barach przy drinkach i piwach. Ogromnym zaskoczeniem był
dla Alberto polski zwyczaj domówek i studenckiego picia wódki z kieliszków
przed wyjściem do klubu. Do dziś opowiada o tym swoim znajomym. Bo przy okazji
wódkę pije się tu rzadko, o czym mieliśmy okazję przekonać się po kilku
polskich imprezach i doświadczeniach Alberto z tym trunkiem. Domyślacie się
zapewne, że nie były to doświadczenia pozytywne, aczkolwiek zabawne. W
hiszpańskich dyskotekach tańczyliśmy głównie do reggaetonu, a do domu
wracaliśmy, gdy na zewnątrz robiło się już jasno podczas, gdy o tej samej porze
w Polsce dawno bym już spała. Dlatego w międzynarodowym związku nawet imprezowanie
może być ciekawe, gdy łączysz przyzwyczajenia dwóch różnych krajów.
4. No pasa
nada
Mimo, iż
stale próbuje temu zaprzeczyć, Alberto również posiada kilka typowych dla
Hiszpanów cech. Niektóre zaliczymy do zalet, ale niejedną niestety do wad. Ogromnym
walorem będzie na pewno hiszpańskie radosne i luźne podejście do życia, którego
wciąż się od niego uczę. Alberto narzeka czasami, że za bardzo się wszystkim
przejmuję i stara się przekonać mnie, iż życie jest dużo przyjemniejsze, gdy
nie zadręczamy się każdą błahostką, a przede wszystkim tą, na którą zupełnie
nie mamy wpływu. Często ma on rację, jednak owy atut może chwilami
przekształcić się w minus, ponieważ przychodzi taki moment, gdy faktycznie
należałoby się nad czymś poważnie zastanowić lub czymś przejąć, a nie
powtarzać, że "no pasa nada", a wszystko jakoś się rozwiąże.
Dlatego może dobrze się uzupełniamy i właśnie wtedy, gdy należy zachować
otwarty i trzeźwy umysł, wkraczam ja z rzeczowym podejściem do sprawy.
5. Już
zawsze będziesz "guiri"
Guiri to
kolokwialne określenie turysty, obcokrajowca przebywającego w Hiszpanii. Moje
życie niczym nie przypomina już wakacji, a o samym kraju myślę, że wiem więcej
niż niejeden Hiszpan. Wbrew temu dla Alberto już chyba do końca życia pozostanę
"guiri". Mimo bardzo dobrej znajomości hiszpańskiego istnieje mnóstwo
zwrotów, których nie znam i nigdy nie słyszałam, mowa tu zwłaszcza o
kolokwializmach, dlatego bywa, iż muszę poprosić Alberto o wytłumaczenie ich
znaczenia. "Zapomniałem, że jesteś guiri", słyszę w odpowiedzi.
Czasami się ze mną w ten sposób drażni, śmiejąc się, że my, "los
guiris" to i tamto, ale wiem, że nie robi tego w żadnym wypadku, aby
sprawić mi przykrość.
Związek z
obcokrajowcem jest bez wątpienia ciekawy i inny. Bywa zabawnie, bywa intrygująco
i zawsze emocjonująco. Oprócz drugiego człowieka, uczymy się także zupełnie
innej kultury, tradycji, stylu życia. Uczymy się akceptować, tolerować,
dochodzić do kompromisów. Często dociera do nas, że do jednej sprawy
podejść można na wiele sposobów, świat posiada bowiem wiele punktów widzenia, a
ten nasz wcale nie musi być tym odpowiednim. Poza wypisanymi różnicami
codziennie dochodzi do drobnych niespodzianek i mimo, iż wydawałoby się, że
znamy się już na wylot, życie ukazuje nam, że inna kultura może zaskoczyć nas
pod wieloma względami. I czyż nie jest to właśnie cudowne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz