niedziela, 11 marca 2018

Jak wygląda związek z Hiszpanem?




Czy związek z Hiszpanem różni się czymś od związku z Polakiem? Nie mogłabym zaprzeczyć, w końcu oprócz różnic charakterów, czy wychowania dochodzi jeszcze całe mnóstwo rozbieżności kulturowych. Choć przecież nasze kolejne relacje zazwyczaj kontrastują z tymi poprzednimi. Chyba każdy z nas choć raz porównywał wzajemnie swych partnerów, mniej lub bardziej świadomie doszukując się sprzeczności i podobieństw. Porównania rodzą pytania, dlatego wiele już razy zostałam poproszona o podzielenie się doświadczeniami z życia z Hiszpanem. Każdy człowiek jest inny, więc zapewne nie wszystko zależy od narodowości, ja jednak podjęłam się zebrania kilku cech charakterystycznych mojego związku z Alberto i spróbowałam przedstawić Wam, jak wygląda codzienność z Katalończykiem.

1. ¿Hablas castellano?

Zapewne dla nikogo nie będzie zaskoczeniem fakt, iż między sobą porozumiewamy się tylko po hiszpańsku i tak było od początku. Co się z tym wiąże? Musiałam np. przywyknąć do żartów Alberto związanych z językiem, wciąż zdarzy mi się bowiem popełnić drobny błąd, gafę, zmyślić słowo, czy źle coś przetłumaczyć. Nie są to oczywiście żadne złośliwości z jego strony, a żartobliwe dogryzanie, za które ja odpłacam się podśmiewując się, gdy to on przekręci polskie lub angielskie słowo. Językowe docinki to jednak nie wszystko. Związek z Hiszpanem oznacza życie po hiszpańsku. Co chcę przez to powiedzieć? Oglądamy filmy z dubbingiem, które uda mu się wywalczyć raz na jakiś czas. Gdy Alberto jest domowym DJ-em, w głośnikach słychać gównie hiszpańską muzykę. Co tydzień włączamy uwielbiany przez każdego mieszkańca tej części Półwyspu Iberyjskiego serial - La que se avecina oraz przyzwyczaić się musiałam, że spajdermen to espiderman, kolgejt, to kolgate, a U2 to UDos.

2. Czy codziennie na obiad jecie zupę?

Kuchnia polska i hiszpańska nie mają ze sobą nic wspólnego, musieliśmy więc dojść do pewnych kompromisów. Zupy serwujemy głównie zimą, Alberto nauczył się jeść gotowane ziemniaki, a przy stole zawsze towarzyszy nam chleb. Po obiedzie koniecznie podany musi zostać deser nawet, jeśli miałby to być mały jogurt czy owoc. Nigdy nie byłam miłośniczką słodkości, ale odkąd niemalże każdego dnia słyszę "Co na deser?", sama przywykłam do sięgania po jakąś smaczną zagryzkę. Nauczyliśmy się więc łączyć obie kuchnie i nie zamykać się na nowe smaki.

3. Vamos de fiesta

Zanim założyłam rodzinę, nie różniłam się wiele od reszty młodych ludzi, których typową rozrywką wielu weekendów jest imprezowanie. W tej kwestii posiadam doświadczenia z obu krajów. Zabawy w Polsce i w Hiszpanii nieco się jednak różnią. W Hiszpanii okazało, że z domu wychodzimy grubo po północy, a dyskoteki nie są otwierane wcześniej niż przed 2. Tak zwany "before" to zazwyczaj spotkania w barach przy drinkach i piwach. Ogromnym zaskoczeniem był dla Alberto polski zwyczaj domówek i studenckiego picia wódki z kieliszków przed wyjściem do klubu. Do dziś opowiada o tym swoim znajomym. Bo przy okazji wódkę pije się tu rzadko, o czym mieliśmy okazję przekonać się po kilku polskich imprezach i doświadczeniach Alberto z tym trunkiem. Domyślacie się zapewne, że nie były to doświadczenia pozytywne, aczkolwiek zabawne. W hiszpańskich dyskotekach tańczyliśmy głównie do reggaetonu, a do domu wracaliśmy, gdy na zewnątrz robiło się już jasno podczas, gdy o tej samej porze w Polsce dawno bym już spała. Dlatego w międzynarodowym związku nawet imprezowanie może być ciekawe, gdy łączysz przyzwyczajenia dwóch różnych krajów.

4. No pasa nada

Mimo, iż stale próbuje temu zaprzeczyć, Alberto również posiada kilka typowych dla Hiszpanów cech. Niektóre zaliczymy do zalet, ale niejedną niestety do wad. Ogromnym walorem będzie na pewno hiszpańskie radosne i luźne podejście do życia, którego wciąż się od niego uczę. Alberto narzeka czasami, że za bardzo się wszystkim przejmuję i stara się przekonać mnie, iż życie jest dużo przyjemniejsze, gdy nie zadręczamy się każdą błahostką, a przede wszystkim tą, na którą zupełnie nie mamy wpływu. Często ma on rację, jednak owy atut może chwilami przekształcić się w minus, ponieważ przychodzi taki moment, gdy faktycznie należałoby się nad czymś poważnie zastanowić lub czymś przejąć, a nie powtarzać, że "no pasa nada", a wszystko jakoś się rozwiąże.  Dlatego może dobrze się uzupełniamy i właśnie wtedy, gdy należy zachować otwarty i trzeźwy umysł, wkraczam ja z rzeczowym podejściem do sprawy.

5. Już zawsze będziesz "guiri"

Guiri to kolokwialne określenie turysty, obcokrajowca przebywającego w Hiszpanii. Moje życie niczym nie przypomina już wakacji, a o samym kraju myślę, że wiem więcej niż niejeden Hiszpan. Wbrew temu dla Alberto już chyba do końca życia pozostanę "guiri". Mimo bardzo dobrej znajomości hiszpańskiego istnieje mnóstwo zwrotów, których nie znam i nigdy nie słyszałam, mowa tu zwłaszcza o kolokwializmach, dlatego bywa, iż muszę poprosić Alberto o wytłumaczenie ich znaczenia. "Zapomniałem, że jesteś guiri", słyszę w odpowiedzi. Czasami się ze mną w ten sposób drażni, śmiejąc się, że my, "los guiris" to i tamto, ale wiem, że nie robi tego w żadnym wypadku, aby sprawić mi przykrość.

Związek z obcokrajowcem jest bez wątpienia ciekawy i inny. Bywa zabawnie, bywa intrygująco i zawsze emocjonująco. Oprócz drugiego człowieka, uczymy się także zupełnie innej kultury, tradycji, stylu życia. Uczymy się akceptować, tolerować, dochodzić do kompromisów. Często dociera do nas, że do jednej sprawy podejść można na wiele sposobów, świat posiada bowiem wiele punktów widzenia, a ten nasz wcale nie musi być tym odpowiednim. Poza wypisanymi różnicami codziennie dochodzi do drobnych niespodzianek i mimo, iż wydawałoby się, że znamy się już na wylot, życie ukazuje nam, że inna kultura może zaskoczyć nas pod wieloma względami. I czyż nie jest to właśnie cudowne?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz