poniedziałek, 31 lipca 2017

Jakie są Hiszpanki?




Pisałam już o tym, jaki jest typowy Hiszpan. Dzieliłam się z Wami również najpopularniejszymi stereotypami na temat mieszkańców różnych regionów Hiszpanii oraz bardziej szczegółowo Katalonii. Dzisiaj chciałabym skupić się na płci pięknej. Hiszpanie to bardzo różny od Polaków naród, dlatego nikogo chyba nie zaskoczy fakt, że także kobiety bywają inne. A jak postrzegam je ja? O tym właśnie dzisiaj. Nie da się oczywiście opisać każdej Hiszpanki z osobna. Pisząc o mieszkańcach danego kraju trzeba liczyć się z tym, że zawsze pojawią się głosy, które przekonywać będą o tym, że opis jest błędny. Dlatego ja kierować się będę własnym doświadczeniem, opiniami poznanych mi osób i tym, co widzę na co dzień. Żyję w Barcelonie, dlatego większość kobiet, które znam to Katalonki. Wyobrażam sobie, że mieszkanki Galicji, Andaluzji, czy Kraju Basków mogą różnic się w pewnych względach. Ale wierzę również w to, że istnieje kilka cech, które z łatwością przypisać można by było większości mieszkanek słonecznej Hiszpanii. 

PANI DOMU

Mam wrażenie, że w Polsce jest więcej kobiet – tzw. Pań Domu. Jest to oczywiście stwierdzenie mocno generalizujące, aczkolwiek wśród kobiet, które tu poznałam, niewiele jest takich, które przykładałyby ogromną wagę do spraw związanych z dbaniem o dom. Zajmowanie się ogniskiem domowym jest bardziej, nazwałabym to naturalne, a nie obsesyjnie pielęgnowane. Kiedyś pewien znajomy Hiszpan, który pracuje z kilkoma Polkami określił, iż dzisiejsze Polki są takie jak Hiszpanki z generacji jego matki. Jego opinia bazuje zapewne na obserwacji owych kilku współpracownic, ale ja akurat poniekąd ją podzielam. Znam kilku mężczyzn, których żony mają niewiele z typowej gospodyni domowej, a obiad wolą raczej zamówić przez telefon, niż spędzić przy garach pół dnia. Z drugiej jednak strony coraz częściej takie zachowania obserwuje się wśród młodych ludzi chyba każdego narodu. Jest jednak jeszcze kolejna sprawa. Niby nie są paniami domu, lecz często to właśnie one organizują wszystkie sprawy związane z rodziną. Stwierdzenie, że to Hiszpanki noszą w związku spodnie byłoby błędne, jednakże to one decydują o wielu domowych sprawach – zakupy, wystrój, wizyty. Tak nawet mówi mój Alberto. 

FEMINIZM

Podpunkt ten również oparty jest na moich własnych obserwacjach. Wiele Hiszpanek jest zażartymi feministkami. I kiedy mówię wiele, mam na myśli np. większość znajomych mojego partnera oraz kobiety, które miałam okazję poznać. Ciężko jest mi przypomnieć sobie choć jedno spotkanie w gronie przyjaciół, w trakcie którego nie został poruszony temat feminizmu i praw kobiet. Niektóre oczekiwania wydawać by się mogły dość zabawne, np. kłótnia o to, dlaczego mówiąc w osobie pierwszej liczby mnogiej odnosząc się do osób płci zarówno damskiej, jak i męskiej używa się czasownika rodzaju męskiego (przykład: zrobiliśmy, poszliśmy, mieli). Lub dyskusja na temat tego, dlaczego do młodej kobietki mówi się ta „panienka”, a do mężczyzny nie powie się już ten „panienek”. Dla odmiany w Polsce na swej drodze spotkałam naprawdę niewielką liczbę tak mocno walczących feministek. Być może związane jest to z faktem, iż Hiszpania nazywana jest krajem dość szowinistycznym i wiele osób dziś już chce z tym walczyć. 

WYGLĄD ZEWNĘTRZNY

Oczywiście nie będę się tu skupiać na cechach wyglądu takich, jak ciemny kolor oczu czy włosów, bo jest to chyba dla każdego logiczne. Zauważyłam natomiast, że Hiszpanki starają się być bardziej naturalne. Mniej się malują, mniej się stroją. Poruszając się po centrum Barcelony i po centrum Warszawy można zauważyć znaczną różnicę w makijażu i ubiorze. Polki lubią czasami przesadnie dbać o swój wygląd i dzienny makijaż zajmuje im godzinę. Alberto długo nie mógł zrozumieć mody na malowanie brwi, które wyglądają jak narysowane od linijki. Hiszpanki również ubierają się bardziej na sportowo, luźno, kolory dość stonowane. Dla porównania na studiach w Polsce w grupie było jedynie kilka dziewczyn, które nie nakładały żadnego makijażu. Na studiach w Barcelonie zapamiętałam tylko jedną dziewczynę, która codziennie przychodziła naprawdę porządnie i starannie pomalowana. Nawet na imprezach zwykłe spodnie i podkoszulek nikogo tutaj nie zaskakują. Oczywiście wpływ na to mogą mieć choćby zewnętrzne cechy wyglądu Hiszpanek. Ciemne brwi, ciemne rzęsy, ciemna karnacja. Lekki, dzienny makijaż tak naprawdę niewiele zmienia w ich wyglądzie, jeśli porównamy go do makijażu osoby bladej, o jasnych kolorach rzęs, brwi i włosów. 

CHARAKTER

Jakie są Hiszpanki z charakteru? Odpowiedź na to pytanie… nie istnieje. Bardzo ciężko byłoby generalizować każdą z osobna i przyporządkowywać jej dane cechy. Jest jednak parę określeń, które myślę, że pasują do większości mieszkanek Hiszpanii. Czują się dość wyzwolone, otwarte i mało nieśmiałe. W Hiszpanii nie imprezuje się tak jak w Polsce. Młode pokolenie często nie zna granic. Dziewczyny robią rzeczy, z których nie powinny być dumne. Pod tym względem kraj ten również różni się nieco od Polski. Jednonocne przygody, poznawanie wielu ludzi i szalona zabawa do białego rana nikogo nie zniesmacza. Cechę, którą lubię u hiszpańskich dziewczyn to właśnie owa otwartość. Moje doświadczenia z wieczornych hiszpańskich oraz polskich wypadów są dość różne. Hiszpanki są skore do poznawania nowych ludzi, niekoniecznie płci męskiej, ale zwyczajne zawiązywanie „imprezowych” przyjaźni. Nie są o siebie wzajemnie zazdrosne, nigdy nie słyszałam w barze plotkowania, oceniania i wytykania palcami. Przy okazji warto nadmienić, że są głośne i lubią spędzać czas poza domem. Ale ostatnie zdanie odnosi się akurat do praktycznie każdego mieszkańca Hiszpanii, a nie tylko do części damskiej. 

PRACA I RODZINA

Przeczytałam kiedyś na hiszpańskim portalu, że wiele Hiszpanek stawia pracę niemalże na równi z rodziną. Pisano o tym, że wiele z nich szybko decyduje się na powrót do pracy, gdzie często spędzają wiele godzin. Założenie rodziny wcale nie musi oznaczać dla nich rezygnowania z życia zawodowego. Dodatkowo lubią, kiedy dzieci uczestniczą w życiu rodzinnym i są aktywnymi członkami społeczności rodzinnej. Ale o tym pisałam już przy okazji wpisu o hiszpańskich wychowaniu

ROZRYWKA

Znane mi Hiszpanki są bardzo rozrywkowe. Siedzenie w sobotnie popołudnie w domu nie należy do ich rytuałów nawet, jeśli oznaczać to ma aktywizowanie całej rodziny. Lubią się bawić, tańczyć, śpiewać i czynnie uczestniczyć w życiu społecznym. Co jeszcze lubią? Co, a raczej kogo? Wysokich blondynów z niebieskimi oczami. Mężczyzna o opisanej aparycji może mieć zapewnione powodzenie wśród hiszpańskich kobiet. Nic dziwnego. W końcu na co dzień oglądają mężczyzn o ciemnej karnacji, ciemnym kolorze oczu i włosów i stosunkowo niewysokich. To, co inne zawsze przyciąga uwagę.

Takie są właśnie pierwsze skojarzenia, które nasuwają mi się, gdy myślę o pięknych mieszkankach Hiszpanii. Zdaję sobie sprawę, że ile ludzi, tyle doświadczeń, dlatego nie zaskoczy mnie, jeśli ktoś powie, iż Hiszpanki, które zna on, wcale nie są feministkami, nie lubią tańczyć i są super gospodyniami domowymi, ale tak jak wspomniałam, opierałam się na własnych obserwacjach. 

Twoja wizja damskiej części mieszkańców Hiszpanii przypomina moją? Udostępnij wpis, aby i inni ją poznali. A jeśli chcesz coś dodać, chętnie posłucham o Twoich doświadczeniach. Jakie są kobiety w kraju, w którym mieszkasz?

wtorek, 25 lipca 2017

Moja przygoda z Hiszpanią




Moja przygoda z Hiszpanią rozpoczęła się prawie 10 lat temu, gdy byłam jeszcze nastolatką. A jej początek wcale nie miał miejsca w Barcelonie, a w Nawarze i Kraju Basków. To właśnie te regiony odwiedzałam jako pierwsze i to one sprawiły, że zakochałam się w tym pięknym kraju.

Pierwszym miastem jakie odwiedziłam, była Pampeluna znajdująca się na północy Hiszpanii i będąca stolicą prowincji Nawarra. Była to wizyta pełna wrażeń, ponieważ przypadała na początek lipca, czyli okres, w którym w mieście odbywa się słynna na całym świecie fiesta San Fermin. Miałam okazję brać w niej udział aż cztery razy! Pierwsze dwa z rodziną, jeszcze jako młodziutka dziewczyna, więc na spokojnie, a kolejne już z przyjaciółką. Obie zgodnie uważamy to święto za największą imprezową przygodę naszego życia. Ale dziś nie o San Ferminie, a o moich podbojach Hiszpanii. W Pampelunie mieliśmy bliskich przyjaciół rodziny, stąd możliwość urlopowania się przez kilka sezonów z rzędu. Pamiętam, że Hiszpania zachwyciła mnie przede wszystkim klimatem i usposobieniem jej mieszkańców. Słońce, zima, która niczym nie przypomina tej w Polsce, wszędzie zieleń, woda w morzu ciepła jak w wannie, piękne krajobrazy. Ludzie – wciąż uśmiechnięci, zadowoleni, otwarci i bezpośredni. Mężczyźni – ciemni, opaleni, zalotni. Będąc nastolatką podkochiwałam się w co drugim widzianym na ulicy. Hiszpanię znałam jedynie z wakacyjnych wypadów. A wakacje mają to do siebie, że są z założenia przyjemnym doświadczeniem, więc wszystko wydaje się idealne. Nie potrzebowałam więc wiele czasu, aby pokochać Hiszpanię i zapragnąć któregoś dnia w niej zamieszkać. Na początku nieco ją idealizowałam, wszystko wydawało mi się tu perfekcyjne. Dziś oczywiście jestem w stanie spojrzeć na ten kraj z różnych perspektyw i mimo świecącego przez większą część roku słońca wiem, że idealnie nie jest nigdzie. Zakochana w tej mojej Hiszpanii marzyłam o życiu w niej i opowiadałam wszystkim, że będę miała męża Hiszpana. Cóż, przepowiednie ostatecznie się sprawdziły. Jest i Hiszpan. 


Pierwszym krokiem do spełnienia marzenia była nauka języka. W miejscowości, z której pochodzę niestety w czasach, gdy ja uczęszczałam do liceum, nie było takiej możliwości. Uczyłam się więc na własną rękę. Słuchałam muzyki, oglądałam filmy, czytałam. Dopiero na studiach w Warszawie udało mi się zapisać na kurs hiszpańskiego, gdzie poznałam zasady gramatyki i mogłam praktykować język. W międzyczasie podczas urlopowania się w Hiszpanii udało mi się zawiązać kilka znajomości, więc rozmowy z przyjaciółmi były kolejną formą nauki. 

W wieku 19 lat wyjechałam na kurs językowi do Salamanki. Mieszkałam u starszej kobiety wraz z kilkoma innymi osobami z całego świata i oprócz tego, że w domu rozmawiało się po hiszpańsku, codziennie chodziłam na zajęcia. Okres ten również wspominam bardzo miło i był on jedynie kolejnym doświadczeniem, które utwierdziło mnie w przekonaniu, że moim miejscem do życia jest Hiszpania.


Od zawsze marzyłam również o wymianie studenckiej. Rzecz jasna w Hiszpanii. Moja uczelnia oferowała jednak wyjazd jedynie do Sewilli i to niestety dla innego niż mój kierunku studiów. Nie zamierzałam się jednak poddać. Na swój cel wybrałam Barcelonę. Znalazłam kontakt do osoby zajmującej się Erasmusem na barcelońskiej uczelni i wysłałam wiadomość z zapytaniem o możliwość wymiany studenckiej. Okazało się, że w Barcelonie byli bardzo chętni, więc pełna nadziei przekazałam tę informację koordynatorce mojego uniwersytetu. Ostatecznie, dzięki memu zainteresowaniu, moja uczelnia podpisała umowę z uczelnią w Barcelonie i po przejściu kilku etapów kwalifikujących do wymiany, udało mi się wyjechać do Barcelony. Miasto mnie pochłonęło. Zakochałam się w każdym jego detalu. Może wyda się Wam to dziwne, ale naprawdę poczułam, że to moje miejsce na ziemi. Wiedziałam, że tu wrócę i w myślach tworzyłam plan przeprowadzki zaraz po studiach. Oczywiście jestem też realistką i wiem, że nie żyje się samymi marzeniami. Znałam jednak hiszpański, miałam parę znajomości. Wierzyłam więc, że jakoś musi mi się udać. Ostatecznie okazało się, że realizacja planu nie będzie taka trudna. A wszystko to za sprawą miłości. Tak, na Erasmusie poznałam mojego obecnego partnera. Będąc z nim wiedziałam, że Barcelona będzie moim domem. I tak też się stało. Wróciłam do Polski, aby skończyć studia oraz się obronić i dokładnie tydzień po obronie magisterskiej byłam już w drodze do Barcelony. 

I tak właśnie rozpoczęła się moja przygoda z Hiszpanią. Kończy się na Barcelonie, ale zaczyna dużo dalej i przede wszystkim dużo wcześniej. Dlatego przyjeżdżając do Katalonii nie jechałam zupełnie na ślepo. Znałam już ten kraj z corocznych wakacji. Zwiedziłam naprawdę ogromną ilość miejsc. Miałam okazję widzieć i doświadczyć mnóstwa ciekawych przeżyć, które zbliżały mnie do kultury i tradycji hiszpańskich. To prawda, że dopiero mieszkając tu na stałe zderzyłam się z wieloma nie zawsze przyjemnymi realiami, aczkolwiek o samym kraju wiedziałam wiele długo przed tym, zanim znalazłam się w nim jako mieszkanka Barcelony. 



Dziś jestem tutaj, w moim mieście marzeń dzieląc się z Wami moimi przeżyciami i hiszpańskimi doświadczeniami. Tymi przyjemnymi i tymi mniej przyjemnymi. Jest wesoło, z humorem i dystansem, ale bywa też poważnie i przerażająco. Ale co najważniejsze, mam nadzieję, że tak jak jest, to właśnie tak, jak Wam się podoba i tak jak chcecie, aby było. Na koniec jestem oczywiście bardzo ciekawa, jak zaczęła się Wasza przygoda z zagranicznym życiem. Opowiedzcie!

czwartek, 20 lipca 2017

Cała prawda o języku katalońskim




W Hiszpanii status języka urzędowego ma język hiszpański oraz regionalnie: kataloński, galisyjski i baskijski. Językiem katalońskim, na którym to skupię się w dzisiejszym artykule, posługują się mieszkańcy Katalonii, Andory, Balearów oraz częściowo w Walencji i jednego z regionów we Francji. W Katalonii jest on uważany za pierwszy język tej wspólnoty, a dla wielu jest nawet dużo ważniejszy niż język kastylijski. Pamiętajcie, aby języka katalońskiego nie nazwać przypadkiem dialektem, ponieważ mogłoby to rozzłościć Katalończyka z krwi i kości katalońskiej. 


Pierwsze i najważniejsze pytanie, które przychodzi Wam w tym momencie do głowy, to z pewnością pytanie o to, czy język hiszpański i kataloński są do siebie podobne. Ja powiedziałabym, że nie są. Ok, umówmy się, że są, ale jedynie częściowo. Kataloński jest miksem hiszpańskiego, portugalskiego i francuskiego. Jeśli znasz te trzy języki, pewnie uda Ci się zrozumieć również cząstkę katalońskiego. Ja teraz już jestem w stanie wyłapać niektóre wątki z czyjejś wypowiedzi, lecz było to dużo trudniejsze, jak tylko wylądowałam w Katalonii. Aby lepiej zobrazować Wam podobieństwo tych dwóch języków, podam kilka przykładów. 


polski  hiszpański  kataloński

sobota – sábado – dissabte

proszę – por favor – si us plau

dzień dobry  – buenos días – bon día

jutro – mañana – demà

zamknięte –  cerrado – tancat

otwarte abierto   obert



Oczywiście istnieją wyrazy, które brzmią podobnie lub wręcz identycznie, jednak zawsze mówię: co mi po tym, że zrozumiem trzy z siedmiu wyrazów, jeśli nie sprawi to, że załapię sens całej wypowiedzi? A tak też się zdarza. 


Według mojej subiektywnej opinii kataloński jest niestety językiem brzydkim (dobrze, że Alberto tego nie czyta). Ani trochę nie podoba mi się jego brzmienie, stąd może jakaś wewnętrzna bariera nauki. Hiszpański uważam za język piękny, lubię się nim posługiwać, a przyswajanie go nigdy nie sprawiało mi większych trudności. Wiem jednak, iż prędzej, czy później będę zmuszona posługiwać się tym językiem, ponieważ ułatwi mi to znacznie życie. Dlaczego? A to dlatego, iż w Katalonii tak, jak wspomniałam język kataloński jest uważany za język pierwszy, więc wszelkie dokumenty, broszury, papiery, wszystko drukowane jest właśnie w katalońskim. W Barcelonie nazwy stacji metra, przystanków autobusowych, stacji kolejowych, ulic są również w języku katalońskim. Zdarzyło mi się nawet, że menu w restauracji posiadano tylko w tym języku. W przedszkolach i szkołach dzieci także uczą się w języku katalońskim, co nie oznacza oczywiście, że hiszpański dla nich nie istnieje. Będąc na Erasmusie mogłam zdecydować, czy chcę mieć dany przedmiot po hiszpańsku, czy po katalońsku. Problem pojawił się dopiero, gdy dwa z pięciu przydzielonych mi przedmiotów wykładano jedynie w katalońskim. Cóż miałam zrobić? Poprosiłam profesorów, aby mówili po hiszpańsku ze względu na moje pochodzenie i naturalną chęć zaliczenia przedmiotu. Jeden z wykładowców nie miał z tym najmniejszego problemu, niestety drugi niespecjalnie się tym przejął, a w odpowiedzi na moją prośbę usłyszałam jedynie „Jesteśmy w Katalonii, więc mówi się tu po katalońsku. To twój problem”. Trochę sobie podyskutowaliśmy o tym byciu w Katalonii i mówieniu tylko po katalońsku, ale ostatecznie przegrałam walkę. Siedziałam więc na zajęciach i rysowałam w zeszycie koty nie rozumiejąc połowy z tego, co mówił nauczyciel. 


Jeśli już zaczęłam temat radykalnych Katalończyków, chciałabym go kontynuować, ponieważ nie chcę, abyście zostali z wizją barcelończyków skandujących pieśni o niepodległości i wyrzekających się swej hiszpańskości. Uważam, że ogromnym wyolbrzymianiem jest rozsiewanie informacji jakoby Katalończycy nie chcieli mówić po hiszpańsku i woleli nawet mówić po angielsku, aby tylko nie językiem Franco. Później taka wizja barcelończyków ciągnie się po świecie i ludzie boją się, jak to będzie, kiedy zawitają do słynnej stolicy Katalonii. Odkąd mieszkam w Barcelonie tylko dwa razy spotkałam się z nieuprzejmością związaną z faktem, iż nie mówię po katalońsku. A na Erasmusie miałam styczność naprawdę z ogromną liczbą osób. Pierwszy raz to ten na uniwersytecie, który opisałam wyżej, a drugi to sytuacja z metra, gdzie pewna starsza pani usilnie rozmawiała ze mną po katalońsku, mimo prób przekonania jej, że owego języka nie znałam. Ludzie zazwyczaj nie mają problemu z przechodzeniem na język hiszpański, gdy się ich o to poprosi i nie stroją przy tym wcale żadnych min. Nikt Cię nie pobije, nie wyzwie, czy nie opluje, jeśli powiesz, że nie mówisz po katalońsku. Owszem, niewychowani ludzie znajdą się wszędzie, ale nie wkładajmy wszystkich do tego samego worka. Katalończycy są dumni ze swojej kultury, języka, odrębności, tradycji, ale nie chodzą po świecie nagabując innych, aby podzielali ich zdanie. Osobiście nie zgodzę się jedynie z zamysłem posiadania wszelkiej dokumentacji jedynie w języku katalońskim, ponieważ Katalonia to wciąż jeszcze Hiszpania, więc obowiązują tu oba języki. Uważam, że powinniśmy mieć wybór, jeśli chodzi o sprawy tak ważne jak lekarz, urząd, czy szkoła. Jest to jednak naprawdę trudna kwestia i z własnego doświadczenia wiem, że debaty na ten temat mogą trwać godzinami, a zakończenie nigdy nie będzie przyjemne. 
 



W mniejszych miejscowościach otaczających Barcelonę w życiu codziennym da się słyszeć więcej katalońskiego. Mieszkający tam zwłaszcza starsi ludzie kultywują swoją odrębność. Być może wiąże się to z faktem, iż w okresie dyktatury generała Franco rozpoczęto nagminne prześladowania kultury katalońskiej, a co za tym idzie zabraniano posługiwania się tym językiem. Teraz Katalończycy czują się wolni i w końcu bez przeszkód i strachu o własne życie mogą cieszyć się swoją kulturą. Barcelona jednak pełna jest ludzi przyjezdnych, obcokrajowców czy mieszkańców innych części Hiszpanii, którzy imigrowali do stolicy Katalonii, stąd na ulicach słyszy się wciąż jednak więcej hiszpańskiego i ciężko byłoby spotkać osobę, która potrafiłaby posługiwać się jedynie katalońskim. 

Jak jest z pracą? Bar, restauracja, sklep, centrum handlowe. Tego typu zatrudnienie zazwyczaj nie wymaga znajomości języka katalońskiego. Inaczej już jest niestety w przypadku stanowisk takich, jak urzędnik, nauczyciel, psycholog, asystent socjalny, lekarz i tym podobne. Bardzo często biegłość w języku katalońskim jest niestety niezbędna. Miasto na szczęście oferuje darmowe kursy językowe, więc jak to mówią: dla chcącego nic trudnego.  

Wiem, że wiele osób odwiedzających Barcelonę nie zdaje sobie sprawy z siły, jaką posiada tu język kataloński. Ba, nawet ja sama nie byłam tego do końca świadoma. Wszyscy wiedzą, że ci Katalończycy mają sobie jakiś tam swój język, nieświadomie nazywany przez niektórych dialektem, ale dopiero po faktycznym przebywaniu w Katalonii dochodzi do nich, jak ważną odgrywa on tu rolę.



Jakie jest moje zdanie na temat katalońskiego? Cóż, póki nie ingeruje on negatywnie w moje życie, nie mam nic przeciwko. A w planach mam nauczenie się go, choć do tego będę musiała poszukać gdzieś zgubione już dawno chęci.

niedziela, 16 lipca 2017

Dlaczego obawiałam się związku z Hiszpanem?




O moim związku z Hiszpanem pisałam już nie raz. Podzieliłam się z Wami subiektywnymi zaletami takiej relacji oraz wprowadziłam Was w nasz świat kulturowych różnic. Dziś również będzie o nas, ale tym razem z zupełnie innej perspektywy. Mówią, że miłość nie wybiera, pojawia się sama i to często w najmniej spodziewanym momencie. U nas faktycznie było niespodziewanie, ponieważ po pierwszym spotkaniu żadne z nas na pewno nie snuło wizji wspólnej rodzinki przeglądającej album ze zdjęciami przy płomieniach kominka, rodem z amerykańskiego filmu. Los tak jednak chciał, no, nie tylko los, bo my też chcieliśmy, że dziś faktycznie śmiejemy się oglądając wspólne zdjęcia, jednak z jedną małą różnicą – nie mamy kominka. Czy jednak już od samego początku byłam stuprocentowo pewna tej relacji? Czy nie miałam wątpliwości? Czy nie zastanawiałam się, jak to będzie z Hiszpanem? Tak, zastanawiałam i miałam też kilka małych obaw. W starciu z miłością, owe obawy szybko jednak przegrały (och, jak słodko) i postanowiłam zaryzykować. Dziś zatem dzielę się z Wami kilkoma lękami, które pojawiły się w mojej głowie, gdy zdecydowałam się być w związku z Hiszpanem. 


JĘZYK


Po hiszpańsku mówię biegle, owszem. Jak się poznaliśmy, też mówiłam bardzo dobrze. Mimo to myślałam o tym, że nigdy nie będzie on moim ojczystym językiem i że wciąż jeszcze wygodniej i bardziej bogato wysławiałam się po polsku. Obawiałam się więc, że język stanie na przeszkodzie w wyrażaniu moich uczuć, emocji, przemyśleń. A, że jestem osobą, która po prostu lubi gadać (Alberto na pewno przewróciłby w tym momencie wymownie oczami), to zastanawiałam się, czy będę w stanie prowadzić swobodne konwersacje na jakikolwiek temat. Przy okazji nadmienię, że czasami to, co wyrażę pewnymi słowami po polsku, w tłumaczeniu hiszpańskim traci sens. Dziś mogę powiedzieć, że język nie stanowi problemu i owszem, czasami brakuje mi możliwości wyrażenia uczuć po polsku, bo to w tym języku używam wciąż jeszcze bogatszego słownictwa (również ze względu na specyfikę języka polskiego), ale jestem w stanie przekazać wszystko to, co mam na myśli, w ten czy w inny sposób. 


RÓŻNICE KULTUROWE 


Różnice kulturowe są i będą. Nie było to być może moje największe zmartwienie, a jednak przeszło mi przez myśl, czy dwa tak różne kraje mogą współgrać w jednym życiu. Powiecie, że to zależy od człowieka. Tak, w dużym stopniu tak, lecz miejsce, w którym się wychowujemy również ma ogromny wpływ na to, jakimi jesteśmy ludźmi, stąd kultura danego kraju też w pewien sposób nas kształtuje. Dziś różnice kulturowe oraz tradycje sprawiają, że nasze życie staje się ciekawsze i zabawniejsze. W Sylwestra jemy 12 winogron, a w Boże Narodzenie karpia. Naszymi Walentynkami stał się Sant Jordi, a Dzień Matki i Ojca obchodzimy podwójnie. 


WYCHOWANIE


O wychowaniu hiszpańskim też już kiedyś pisałam. Wiele Polek określa je jako bezstresowe, pełne luzu, za to bez rygoru. Nie mnie oceniać, czy jest dobre, czy złe. Jedno wiem na pewno, jest inne. Obserwując sposób, w jaki wychowuje się dzieci w Hiszpanii, czy patrząc choćby na naszych znajomych, obawiałam się, że w zbyt wielu sprawach z tym związanych nie będziemy się zgadzać. Na szczęście w praktyce wygląda to inaczej. Zgadzamy się przy podejmowaniu większości decyzji związanych z wychowaniem oraz stosowaniem danych metod, a sam Alberto przyznaje, że jest parę aspektów, które pod tym względem w Hiszpanii go nie przekonują. Muszę przyznać się tylko do jednego. Czasami słyszę od niego, żebym dała na luz, bo wszystkim się nazbyt stresuję. A i oczywiście tego typu lęki miałam dopiero, gdy zaczęliśmy rozmowy o powiększeniu rodziny. Nie myślcie, że ze mnie jakaś wariatka, która na pierwszej randce straszyła go już dziećmi. Spokojnie, ja nie z tych.


KONTAKT Z RODZINĄ


O ile ja mam ułatwioną sytuację, ponieważ jestem w stanie porozumieć się zarówno z rodziną, jak i przyjaciółmi partnera, o tyle on tę sprawę ma już utrudnioną. Najważniejsza osoba, czyli moja mama, na szczęście zna hiszpański na poziomie pozwalającym jej zrozumienie Alberto oraz prowadzenie domowych rozmów (nie mówimy tutaj oczywiście o debatach politycznych, czy dyskusjach na temat globalnego ocieplenia). Z młodymi można porozmawiać po angielsku, z większą, czy mniejszą pomocą, ale jest jeszcze ogromna część rodziny – dziadkowie, ciocie, wujkowie, kuzyni…, z którymi bezpośredni kontakt jest niestety niemożliwy. Bardzo obawiałam się takich konfrontacji, choć dziś wiem, że niepotrzebnie. Cóż, robię po prostu za tłumacza. Najbardziej bawi mnie to, gdy ktoś myśli, że mówiąc powoli i wyraźnie Alberto w magiczny sposób zacznie go rozumieć. Lub, gdy rzuci on jedno słowo, czy zdanie po polsku, bardziej po to, by się popisać, niż zacząć faktyczną rozmowę, a ktoś rozochocony rozkręci się na całego. Alberto zawsze szuka mnie wtedy przerażonym wzrokiem wołającym o ratunek. Jak widać, jest więc wesoło, choć zdaję sobie sprawę, że śmiechy śmiechami, ale na pewno nie jest to dla niego komfortowa sytuacja. 


HISZPANIA CZY POLSKA?


To, że z obu krajów wybór padnie na Hiszpanię, wiedzieliśmy od początku. To tutaj zamierzaliśmy żyć i w przyszłości założyć nasze gniazdko rodzinne. Jak widać, tak właśnie się stało. Na początku myślałam sobie jednak: Co będzie, jeśli kiedyś znudzi mi się Hiszpania? Teraz jestem w niej zakochana, ale co, jeśli któregoś dnia zapragnę wrócić do Polski? Nie chciałam dzielić się moimi obawami już na pierwszym spotkaniu, ponieważ nie chciałam chłopaka odstraszyć. Pomyślałby sobie: Ja tu się angażuję, a ona już myśli o ucieczce do Polski, na co mi to? Nie musiałam jednak długo czekać, bo Alberto po pierwszej wizycie w Polsce stwierdził, że mógłby tam przez jakiś czas mieszkać. Nie na zawsze, bo zimno i szaro, jak to mówi, ale kilka lat na pewno. Ze zwykłej ciekawości i chęci zdobycia nowego doświadczenia. Także dzisiaj już wiem, że jeśli będę miała dość sjesty, upałów i krzyków, do Polski nie będę musiała uciekać sama.





Takie to właśnie myśli kołatały mi się po głowie, gdy decydowałam się na związek z moim latino lover. Wiem, wiem. Życie się żyje, a nie analizuje. Powtarzam to sobie codziennie, ale nie zawsze skutkuje. Na szczęście dobre strony zdominowały moje lęki i dzięki temu piszę do Was teraz jako Mama w Barcelonie, a nie Aurelia w Koziegłowach (mieszkańcy Koziegłów, proszę się nie obrażać, przykład miał po prostu rozbawić). P. S. Nie, ja nie jestem z Koziegłów. 


A Wy, macie ochotę podzielić się Waszymi lękami? A może żadnych nie było?